gosiar pisze:jopop, błagam, żeby koty do pani Ewy szły w ostateczności. Wiem, że pewnie taka ostateczność nastąpiła niestety, ale to jest bardzo... mimo wszystko sprytna osoba, kocha te koty, niestety, trochę chorą miłością.
Gosiar - czy Ty myślisz, że to ja Ewie te koty zwożę???????
No to LEKKO się pomyliłaś
Standardowa sytuacja (choćby z Baśką wygląda tak):
tel 1:
- Asiu, ratuj, ja już nie wiem co zrobić
- co się stało?
- znalazłam kotka blablabla
- dobrze, szukam tymczasu, powiedz wszystko o kocie (...)
tel 2:
- Ewa, mam DT dla tego kota
- ale...
- co?
- no bo jedna pani co tu przychodzi to chce go wziąć
- a przepytałaś ją czy rozsądna, nie zrobi kotu krzywdy?
- tak, ja ją znam itp.itd.
- dobra, ale jakby cokolwiek nie wyszło to dzwoń
tel 3:
- Ewa, i jak, ta pani zabrała kota?
- no nie, bo on jeszcze musi być doleczony...
- widzę, że się wykręca i go wcale nie weźmie
- weźmie na pewno
- jak nie weźmie niebawem to dzwoń, bo przecież mam DT
(mija czas, DT już dawno zajęty innym kotem)
tel 4:
- Ewa, była u Ciebie niedawno X i mówiła mi, że ten kot nadal jest u Ciebie. Dlaczego?
- no bo ta pani nie wzięła
- no to przecież miałaś zadzwonić
- no ale ona się tak przytula do mojej Mamy i Mama nie chce jej oddać
- Ewa, to Twój nasty kot, wytłumacz Mamie...
- nie, ona zostaje...
Oczywiście zapisuję tylko meritum, nasze rozmowy trwają zawsze długo... próbuję tłumaczyć, negocjować...
Dodatkowym kłopotem jest pewna Pani, która pomaga Ewie finansowo właśnie przy kotach, m.in. często jeździ z tymi chorymi do Elwetu. M.in. była tam ze Ślepotką (przy okazji - podobno właśnie w Elwecie była konsultacja okulistyczna i coś tam z nerwem wzrokowym jest nie tak, ale Ewa nie wie dokładnie). Owa Pani płaci za to ciężką kasę (jak to w Elwecie) i potem twardo rzecz ujmując "rości sobie prawo" do współdecydowania o kocie. To właśnie ona zablokowała wzięcie Ślepotki do lecznicy.
Ja osobiście zaufania do Elwetu nie mam, do Igańskiej też. Cieszę się, że Migota była ze Ślepotką na Śreniawitów, może tam zrobili jakieś badania.
Tak czy inaczej słysząc jaki jest stan kota oceniam, że Ewa nie jest w stanie zająć się nim tak jak trzeba - i przy braku lepszego wyjścia z sytuacji najlepszym rozwiązaniem byłby szpitalik.
Ale nie. Bo kotu tam jest dobrze i kot jest mało kłopotliwy.
A jednocześnie ta sama Ewa jest znakomita we współpracy w łapankach, głodzi koty tak jak trzeba przed łapaniem, tłumaczy różne rzeczy innym karmicielkom i ogólnie całkiem nieźle się jej rejon obsługuje.
BTW. Romek, kocur mojej Babci (chwilowo na "wczasach" u mnie) - jest od Ewy, z tej akcji sprzed lat...