Zapomniałam napisać wczoraj, że karmiłam stado
10 kotów, nieco zdziwionych wczesną porą kolacji stawiło się jednak i jadło z apetytem.
Ponieważ nie wzięłam wody, a już nie miały, to poszłam do ochrony. Rżnąc głupa, co jest moją życiową rolą, poświergotałam u panów, że ja do łazienki, był jakiś co go nie znam, łaskawie pozwolił.
Phi, jakby łaskę robił, zdaje się, że administracja nam pozwoliła korzystać, ale się ugryzłam w język.
Koty piękne i zadowolone, najwięcej je Dziadek. Atrakcją była jakaś ogromniasta mucha łażąca po podwórku, ze trzy się na nią zasadzały, żaden nie zapolował

. Lenie.
Jak wychodziłam to dwóch panów paliło przed dyżurką, jeden to zdaje się pan Leszek
Rzuciłam im oślepiający uśmiech pożegnalny i do widzenia i poszłam, bo na murku przed blokiem czekała na mnie biedna ciocia redaf, z zapasem puszek dla Koneserowców.
Tak więc mamy zapas
Aha, sponsorem wczorajszego karmienia były ciocie Uschi i tanita.
Prawdziwi mężczyźni nie jedzą miodu, oni żują pszczoły.