» Wto cze 09, 2009 17:48
No więc tak.
Jesl wiele wieści dobrych i tradycyjnie trochę złych.
Zacznę od złych, bo to wprowadzi Was w klimat telefonicznych rozmów z moją spanikowaną Mamą, na której słowo lekarza zawsze robi wrażenie i to ją wprowadza w stan przedzawałowy.
Lekarz (+ dwoje innych, obecnych w klinice, nadętych, że mama nie zwróciła się od razu do nich, tylko czekała 3 godziny na niego) przestudiował dokładnie historię choroby i leczenia Mruka, którą nasz pan doktor wydrukował mamie z kompa.
Powiedział, że jego zdaniem Mruk dostał za silną narkozę, bo narkozę dopasowuje się wieku, a ponadto jego zdaniem wziewna jest bee(!?!).
Uważa też, że kroplówki podskórne, jakie zaordynował nasz pan doktor są zbyt słabe i w zbyt małej ilości (100 ml).
Następnie:
zrobił Mrukowi usg (pęcherz w porządku, w prawej torebce nerkowej jest jakiś płyn, kórego nie powinno być)
założył wenflon, pobrał krew, ale zbadał tylko profli nerkowy + wapń i fosfor (wg. relacji mamy: Kreatynina 2,43, mocznik 70, wapń 5,50, Fosfor 6,04)
Zaaplikował kroplówkę dożylną z NaCl połączonego z glukozą + dodał furosemid - Nie dodal tego, co miał zgodnie z zaleceniami, czyli catosalu i tego drugiego (patrz mój pierwszy post).
Na wyraźną prośbę Mamy zajrzał do pyszczka, powiedział, ze tam jest wszystko ok i nie czuć zapachu mocznika.
Zostawił Mrukowi wenflon i zalecił codzienne (a nawet 2 razy dziennie)kroplówki z Nacl i glukozy w ilości (według relacji mamy) 250 ml+100 ml(nie wiadomo ile czego) z furosemidem przez 5 dni. Potem kazał dać jej spokój i zbadać krew za 2 tygodnie.
Nie skomentował braku apetytu, nie macał kota.
Mama mówi, że odnosiła wrażenie, że lekarze tradycyjnie nadęli się na fakt, że śląski kot był leczony w Warszawie.
Sytuacja jest trudna, bo mama jest u kresu sił, kot zreszta też. Co więcej pojechały na działkę, gdzie Mruk jest najszczęśliwszy na świecie i chodzi swobodnie koło domu (na stare lata nie wypuszcza się już w dalekie trasy). Niemniej trudno będzie kontrolować, czy siusia i kupcia. Na pewno wyjazd przyczyni się jednak do poprawy samopoczucia Mruka, który tam zawsza miał lepszy apetyt i był dużo szczęśliwszy niż w mieście.
Mama nie wie co robić, kot jest na nią obrażony, więc na dzień dobry oznajmiła mi, że dziś nie poda mu już nic w strzykawce (a więc moczopędnego phytophale, ipakitine i convalescensa).
Jeśli chodzi o mnie, uważam, że przede wszystkim należy się cieszyć z wyników nerkowych. Wróciły na poziom sprzed zabiegu, a nasz pan doktor powiedział nam w zeszłym tygodniu, że to jest nasz punkt docelowy, bo w wieku Mruka trudno oczekiwać, ze wyniki będą lepsze.
Nie wiem, na ile usg jest miarodajne przy diagnozie zapalenia pęcherza, ale zakładam, że skoro lekarz powiedział, że jest ok, to wie, co mówi.
Dobrze, że pyszczek wygląda ładnie - to z kolei oznacza, że Mruk będzie mógł jeść.
Co mi się NIE PODOBA:
to przede wszystkim kwestionowanie zaleceń naszego doktora (chociaż można się było tego spodziewać, hasło "Warszawa" zawsze wywołuje oór wśród lekarzy, to przecież te dobre wyniki krwi zawdzięczamy właśnie "słabym" kroplówkom podskórnym, co więcej dawanym co dwa dni i tylko dwa razy)
kroplówki dożylne są oczywiście mocniejsze, ale nie podoba mi się pomysł, żeby Mruk latał po łące z wenflonem w łapie.
I nie podoba mi się ta glukoza, po pamiętam, że ktoś z Was pisał, że nerkowcom nie należy dawać glukozy. Czemu???
Martwi mnie tez płyn w torebce nerkowej i zupełnie nie mam pomysłu, co to może być.
Jak mama się trochę uspokoi, pogadam z nią, choć to nie będzie łatwa rozmowa. Wedle zaleceń tego dzisiejszego lekarza, Mama ma pojechać do lecznicy w miasteczku, gdzie mamy działkę i tam poprosić o tę narkozę dożylną z NaCl i glukozy + furosemidu - i tak przez 5 dni.
Trzeba mądrze przemyśleć działania i dobrze je uzasadnić, bo Mama nie zniesie kolejnych zmian planu. Jak strasznie brakuje mi teraz naszego doktora...
Co myślicie?