Mokkuniu, nawaliłam wiem... moja wina...
ale tak dobiły mnie wieści o kociastych, że nie miałam nastroju żeby wczoraj odpalać komputer... musiałam zrobić sobie przerwę...
dzisiaj razem z Amber i Jamesem wróciliśmy do Łodzi - Kicia jeszcze została. chyba dobrze zrobi kociastym kilka dni odizolowania od siebie. może trochę zatęsknią i przestaną ciągle się tłuc...
Amberka dotarła w końcu do CC. kolejna kuracja metronidazolem - tym razem dożylnie. mam nadzieję, że jakoś dam sobie radę z podawaniem leku przez wenflon...

choć na samą myśl, że dzisiaj wieczorem mam to zrobić sama (bez niczyjej pomocy, bo TŻ nie ma), to mi się lekko słabo robi
zdjęcia będą... muszę tylko się rozpakować i aparat wyciągnąć z dna walizki...
