Ale sie dzisiaj dzialo. Ale od poczatku, przyjechal wet nawet fajny i kontaktowy dosyc realnie podchodzacy do zycia wiec pogadalismy ustalilismy co trzeba wypelnil papiery i sie zaczelo.
Najpierw zapytalam od ktorego kota zaczynamy od wersji latwej czy trudnej o ile nie niemozliwej (dowcipow mi sie zachcialo i wykrakalam). Wybral wersje light wiec na pierwszy ogien poszla Milka ktora ze stoickim spokojem zniosla wszelkie gniecenia, osluchania, pukania, terrmometr w kuperku, pokazywanie gardziolka prawie ladnie aaaaaaa powiedziala, manicure i pedicure tez sobie pozwolila zrobic. No po prostu bajka pekalam z dumy a wet sie nie mogl jej nachwalic oficjalnie dostala tytul ulubionej pacjentki i wpis zdrowa jak rydz
Bazylego musialam wykopac z najnizszego poziomu lozka, potem malo brakowalo a zanioslabym go razem z lozkiem, jak juz go oderwalam od materaca, przescieradla, koldry i poduszki to moje wyrko wygladalo jak po walnieciu pioruna, bo jak przod odczepilam to tyl sie zakotwiczal itp itd. Gniecenie, pukanie i inne tego typu atrakcje jeszcze byly OK, termometr w kuprze juz sie bardzo nie spodobal i musialam go prawie przygniesc co by nie zwial. Ale prawdziwe zapasy w stylu dowolnym zaczely sie jak zdecydowalismy sie na pazury. Pierwszy raz w zyciu slyszalam jak kot warczy i klapie zebiskami na lewo i prawo. Trzeba bylo zmienic strategie wet nauczyl mnie fachowego chwytu obezwladniajacego no moze nie cale ale wiekszosc uzbrojenia. Nawet udalo mi sie ten chwyt zastosowac i obciac tylne pazury ale jak tylko dotknielismy lap przednich Bazyli dostal takiego szalu ze nie bylam go w stanie utrzymac i tylko swietny refleks weta uratowal go od zagryzienia. Probowalismy chyba ze trzy razy w roznych konfiguracjach i niestety okazalam sie za slaba na tego diabla. Do niego trzeba z dwoch silnych chlopow i bez tego sie nie obejdzie co by ten manicure dokonczyc. Nie wiem co w tego rudzielca wstapilo to byl szal jakby walczyl o zycie. Ja sie juz napewno za to nigdy nie wezme, nie jestem samobojca i nie mam zamiaru dac sie podziurawic jak sito.
Po wyjsciu weta wyszlam zla, zmeczona i pojechalam do schroniska, oj ale tam sie dzialo, nigdy tylu naraz kocurow nie widzialam i jakie cuda tam maja ale o tym bedzie pozniej i chyba w odcinkach bo materialu mi sie nazbieralo sporo i wrazen tez. A teraz czas do lozeczka pa pa