Ja już jestem tak zmęczona, złamana ( właśnie tak, do załamania brakuje mi niewiele) i zniechęcona, że nawet nie chciało mi się pisać. Ninka po poniedziałkowej wirusówce w piątek gładko przeszła w ostre zapalenie dziąseł. Z potwornym ślinieniem. Ostatni zastrzyk na wirusówkę był w środę, w piątek znowu wet. No tak - zapalenie mocne, nadżerki, ale nie z powodu kamienia - tegoż prawie nie ma. No więc znowu zastrzyk. I w sobotę. I brak poprawy. Jedyny pozytywny aspekt całej sytuacji, ze przestała na Małą fukać. W niedzielę stan bez zmian. Zaczęłam poszukiwania w necie (miau.pl jak na złość nie działało!). Naczytałam się oj naczytałam. Że tak już może być co jakiś czas do końca życia, że leczenie trudne, uciążliwe, że unikać sterydów, że w najgorszym przypadku usunięcie zębów. NINKA MA TRZY LATA! Cóż...Wpadłam w ostrego doła, ale wypisałam wszystkie pytania i w poniedziałek (czyli wczoraj) przycisnęłam weta do ściany, obiecując sobie zmianę, jak Jego odpowiedzi mnie nie usatysfakcjonują. A zatem:
- nie badał krwi, bo to się robi, zeby postawić diagnozę, a On Ninkę zdiagnozował
- bardzo możliwe, że zapalenie dziąseł jest powikłaniem po wirusówce, a ta efektem kontaktu z nowym kotem, który coś przyniósł
- jest zdziwiony, ze brak poprawy, ale u każdego kota wygląda to inaczej
- żadnych maści i innych wspomagaczy nie poleca
- nie ma sensu czyszczenia kamienia, bo tegoż nie ma
I na koniec najlepsze, na pytanie mojego męża, jak długo jeszcze leczenie
- będziemy podawać te sterydy do skutku.
Ja jestem kocim laikiem. Zupełnym. Ja koty tylko kocham. No i jak usłyszałam o tych sterydach, które dla mnie wcześniej były tylko antybiotykami, to aż mnie ścięło.
Błagam zatem - napiszcie o co chodzi??? Czytałam już wątek o zapaleniu dziąseł, ale tam oprócz ostrzeżeń niewiele jest na temat ewentualnych skutków...
A wieści z dzisiejszego poranka są takie, że Ninka czuje się wyraźnie lepiej. Nie ma ślinienia, kot ożywiony no i ....powróciło fukanie na Małą. Ja już naprawdę czuję się bezsilna. Najbardziej przeraża mnie myśl, że za 1,5 miesiąca wyjeżdżamy na 2 tygodnie i koty zostają pod dochodzącą opieką mamy i brata...Jak się do tego czasu nie dogadają, to nie wiem co będzie. No i czy Nina nie wpadnie znowu w jakieś choróbsko.
Zmieniam zdanie z początku tego przydługiego postu. Jestem jednak załamana. Zaczynam myśleć, ze decyzja o wzięciu drugiego kota była nie przemyślana.