Chłynio po zdjęciu szwów, ładnie mu się ranka zagoiła
29 przyjechałam z lecznicy z dwoma kotami - z Chłyniem i z małą czarną kuleczką która siedziała od 3 tygodni w lecznicowej klatce...
No i oczywiście było syczenie i puszenie się
Ale mała czarna kulka tak się rozbrykała, że biegała za kotami które uciekały
Następnego dnia miałam zawieźć czarną kulkę do Dorci
Ale przypomniałam sobie, że mam Panią która chciała kota - co prawda, długowłosego...
Telefon do Pani opiekunki. Za godzinę kociak już brykał po pokojach, a starszy pers patrzył i syczał...
Oczywiście kociak pojechał tam z myślą o DT...
Następnego dnia telefon :
Mordziak zostaje.
Jakoś dziwnie mi tak na sercu...
Uratowałam kociaka. Nikt się po niego nie zgłaszał, nikt nie interesował... Miał za kilka dni jechać do schroniska...
To mój pierwszy kociak uratowany własnoręcznie...
Chyba, żeby liczyć Chłynia - zabranego ze śmietnika, Lunkę przywiezioną od Gosiak104 i Rudzika znalezionego w dole i przywiezionego przez koleżankę do mojej mamy...
Dobrze mi z tym ...
