Wczoraj Miłek (bo z ul. Miłej, a poza tym milusi jest) bardzo mnie nastraszył.
Najpierw mizialiśmy się, mały włączył mruczenie. Potem zaczął wyć i mlaskać, już wiedziałam co będzie. Rzygał jak kot

Pawie produkował z takim odrzutem, że trafiały nawet poza klatkę. Wymiotował na trzy tury, więc wszystkie posłanka są w pralce, a Miłek leży na kocu i podkładach. Na noc zabrałam wszelkie jedzenia.
Dziś rano Miłek wołał mnie z łazienki żałośnie. Zastałam go w dobrej formie, bardzo szybko zaczął mruczeć, nadstawiać się do głaskania, barankować nawet. Z duszą na ramieniu dałam mu trochę gerberka z kleikiem ryżowym, zjadł i nic się nie stało. Po pewnym czasie dostał drugą porcyjkę, zjadł i dalej dobrze. Na wszelki wypadek jednak nie zostawiałam mu więcej jedzenia, może wczoraj faktycznie się przeżarł?
Kupy w kuwecie, w normie, twarde i bez obcych.