echy wy moje kochane , co bym bez was zrobiła ...nawet wracać do domu nie zawsze mi się chce...chociaż wiem że futerka czekają ,ale one też chwila miłości ,pełne brzuszki i mają swoje życie ,oczywiście nie wszystkie bo część chce tylko mnie....
Pyzunia jak zwykle rączki i biurko ,leży jak kot.
Grześ spał jak zwykle ale jednocześnie ciut był przytomniejszy ,ale tak naprawdę to żyje we własnym świecie
nie zapyta o dom ,o mnie ,o życie ...tego już nie ma
wita mnie słowami
zjadłem całe śniadanie i wypiłem np. słonia wiem że mówi o drinku..
nie płacze przy nim ,uśmiecham się zagaduje
tam nie można siedzieć bez czynnie tam trzeba pomagać innym
rosołek musiałam wylac ,beee zjadł ichniejszej zupki
nic nie chce ,bo wszystko ma...
i snu dużo
staram się często zmuszać do siadania ,ciągnę na siłę ,oklepuje plecki ,smaruje ...
świadomość przyszłości mnie przeraża...
terazniejszośc wykańcza....
Grześ by powiedział nie martw się ,damy radę..we dwoje tak ,sama jak?
mam świadomość że nie starczy na opłaty a co tu mówić o życiu ...
a przecież Grześ tak się cieszył ,że nawet renta czy em. będą wysokie ,przecież sobie wypracował ,nie było by tej wielkiej pożyczki ,dobrze że nie ma tej świadomości
kiedy najwięcej chorowałam pracował w dwóch firmach ,w wolne łapał pracy przy myciu okien ....
nigdy nie leniuchował...
pożyczki ,zło konieczne ,ale 3 lata choroby mamy ,tak ciężkiej ...trzeba było
pachnie bez ,czuje go tak wyraznie że aż mnie złości...
kiedyś rozmawiając z boni (był zdrowy) powiedziałam że on beze mnie da sobie radę ja bez niego zginę.....
w domu cisza ,nie ma nikogo
muszę pamiętać że mam oddać koncentrator powietrza.
pisze do was a jednocześnie do siebie ,chyba fiksuje
