Qua ma coś z żebrami, właśnie w tej chwili wymacałam

Ma takie odstające jakby trochę no wiecie nie w tą stronę co trzeba. Nie boli go więc chyba nie jest jakaś tragedia. W zasadzie to już nie wiem czy się śmiać czy płakać. Postaram się nie panikować i nie zrobić nowych uszkodzeń nadmiernym macaniem. Generalnie Qua ma jedno z dolnych żeber tak jakby na zewnątrz.
I dziękujemy za kciuki!! Qua zjadł wieczorem (w zasadzie przez ostatnią godzinę) garść suchego. Niech tak zostanie, bardzo byśmy chcieli. Myślę, że jemu bardzo pomaga Biogen. Dostał dzisiaj swoją tygodniową dawkę i chyba są siły żeby walczyć z bolącym pysiem.
A na dobranoc, albo dzień dobry dwie wieczorne opowieści o dzielnym Jerzym i smoczycy. No dobra nijak się to nie trzyma kupy. Opowieści są zwykłe, niestety niewiele nowego mogę opisać więc opisuję stare. Opowieść jest o Kocie nad Koty, który występuje tutaj jako Qua i o marnej istocie czyli jego Dużej, która zamiast się opiekować tak cudowną formą życia to lepiej by ziemniaka dostała na przechowanie. No ale w każdym bądź razie istota wyższa, kiedy istota niższa wróciła do domu, wyszła z czeluści pokoju. Nawet nie musiała się odzywać żeby wykryć o co chodzi. Ten zamaszysty chód, te gesty, TO spojrzenie, od razu wszystko było jasne, jednak znając ograniczenia umysłowe istoty niższej lepiej było się odezwać, żeby na pewno rozjaśnić mroki jej niewiedzy "mrrrraaaau" więc rozległo się w powietrzu. Zebrałam się podbiegłam i garść jedzenia wrzuciłam do pustej (będzie awantura z moim bratem) miski myśląc sobie, że przesadziłam i chłopak nie zje. Dzielny Jerzy zabrał się jednak za bestie i zaczął z wielkim apetytem zajdać, jedząc niemal za dwóch (siebie ze złego okresu). Patrzyłam chwilę podejrzliwie, ale przecież podmiany być nie mogło taki głos i takie spojrzenie tylko jednej istocie na świecie są przypisane. No dobra... przyznam się, że towarzyszenie w posiłku wydało mi się mało ciekawe i poszłam oglądać Dr. House`a, słysząc w oddali chrupanie. Chrupanie trwało i trwało aż wreszcie się skończyło. Po krótkiej chwili usłyszałam "mrrraaau" by zobaczyć Małą Białą Bezę wtruchtującą do pokoju. Kiedy próbowałam Go pogładzić mrucząc pobiegł do miski. Co ja mogłam? Poszłam za Nim, Qua mrrauknął zadowolony i z radością oddał się konsumpcji przy której łaskawca chciał żebym uczestniczyła

Wiecie co jest najgorsze? Mnie to już nawet nie dziwi.
Sytuacja druga to polowaniu. Przecież po obfitym posiłku warto zapolować

Ja wiem, że Qua jest chory... ale poziom jego lenistwa to nawet nie da się powiedzieć, że jest ogromny... poziom jego lenistwa jest wręcz karykaturalny. Qua oczywiście polował leżąc na łóżku. Wszystko inne, czyli mimika, szybkość uderzeń, ugryzień bezzębną paszczęką była bezbłędna... poza tym że Qua się nie podnosił. Próbowałam Go jakoś zmusić do większej aktywności. Osiągnęłam to, że mogłam zaobserwować prawdziwą bestię w akcji. Przecież nie podnosząc się wyżej niż pozycja leżąca podparta można spokojnie dostać się na no kawałek dalej nawet do metra
Prosimy o kciuki, teraz jest lepiej ale wszystko to taka cholerna równia pochyła. Niech mu chociaż na stałe zaskoczy z dużą ilością jedzenia i będę bardzo zadowolona, bardzo, bardzo. Staram się mało pisać o chorobie i problemach ale trudno tego uniknąć.