Przyszła wiosna, zrobiło się ciepło, trawnik nam się zazielenił, więc zaczęliśmy wychodzić z Bigosem na ogród. Ostatnio w sobotę mieliśmy gości i urządziliśmy grilla na tarasie, Bigos spędził wtedy z nami na dworze kilka godzin. Był przeszczęśliwy, biegał po trawie, tarzał się, polował na owady i czaił się na wróble - no pełnia szczęścia. Ale po powrocie do domu wystąpił mały problem - Gulasz przestał go poznawać

. Potraktował Bigosa jak obcego kota - najeżył się, syczał, obchodził Bigosa na sztywnych nogach

. Na szczęście na następny dzień mu przeszło, Bigos widocznie po pobycie na dworze obco pachniał, trawą i ziemią

.
A Bigos tak zasmakował w pobycie na ogrodzie, że teraz codziennie urządza serenady pod drzwiami tarasowymi

. Wyraźnie domaga się wyjścia, miaukoli i jęczy, drapie szybę...

Biedny, przez jakieś 2 dni nie będę mogła z nim wyjść, bo spryskaliśmy trawnik środkiem chwastobójczym, nie chcę żeby się zatruł. Powiem szczerze, że nie sądziłam, że tak mu się to spodoba - w lecie wychodziliśmy z Bigosem nie raz i nigdy nie urządzał potem takich śpiewów, ale wtedy mieszkaliśmy w bloku i wyjście wiązało się z pakowaniem kota do kontenerka i jazdą autem gdzieś poza miasto. A teraz ukochana trawka jest na wyciągnięcie łapy - tylko po drugiej stronie szyby...
