Wczoraj wieczorem już naprawdę było niedobrze: Hugcio w pozycji bólowej, oczy przymknięte, nic nie jadł oczywiście. Zadzwoniłam do lecznicy - powiedziano mi, że taki stan może być po Peritolu, bo to lek działający na ośrodkowy układ nerwowy (dla anorektyczek).
Rano moja wetka Małgosia dokładnie obejrzała Hugcia. Obejrzała zęby - wszystko w porządku, żadnego czyszczenia i na pewno nie zęby są powodem niejedzenia. Brzuszek pomacany - aż Hugcio warczał

. Zdjęcie RTG brzuszka obejrzane - sumując obraz zdjęcia, macanko, robienia jednak kupali - stawiane jest na coś innego niż zatkanie. Choć się nie wyklucza. Osłuchane płucka i oskrzela - w porządku. Mówiłam Pani doktor, że pysio - gardło podobno Hugcio ma śliczne, różowe (jeszcze wczoraj w południe zaglądała mu inna lekarka). A Małgosia zajrzała i mówi: "niech pani sama zobaczy". Przekrwione było już podniebienie, a w gardle "MEGA infekcja" - jak to określiła wetka. Lekarka oczy takie zrobiła, że nikt głęboko nie zajrzał Hugciowi do gardła. Dodała jeszcze mówiąc, że musiało być dużo gorzej, bo przecież wczoraj został podany steryd. Ochrzaniła "sobotniego" pana doktora.
Hugcio dostał kroplówkę (był odwodniony), vitaminy, antybiotyk. Tak się bardzo do mnie tulił, tak bardzo (on nie jeździ w transporterku, tylko na rękach, pod bardzo szczelną kurtką, zasuniętą pod samą brodę, bo on się bardzo, bardzo boi).
Dwie godziny temu zadzwoniła do mnie matka, że Hugcio wyjadł Meosiowi połowę Whiskasa ("a Bury stał i patrzył").
Oby to było to. Wetka nie zarzekała się, że to jest na pewno tylko gardło, ale tego uchwyciła się na pierwszy ogień. Tym bardziej, że Hugcio wchodził do kuchni, patrzył na jedzenie, ale po powąchaniu wychodził. Lekarka mówiła, że koty, które mają ciało obce
w ogóle nie interesują się jedzeniem.
Jutro jeszcze raz wetka zabiera nas o godz. 9 swoim samochodem do lecznicy na kontrolę. Trzeba leczenie kontrolować i kontynuować, w razie zmiany objawów - zmieniać.