Łapiemy kciuk, dziękujemy i prosimy o jeszcze!
A ja mogę tylko napisać - życie z Quazimodo, czyli zawał w promocji.
Wczoraj no ok raczej dzisiaj znowu wróciłam trochę później niż późno, no ale szacowny Pan Beza powinien się do tego przyzwyczaić. Miał cały dom dla siebie, pełne lenistwo, nikt go nie męczył... no i tak na prawdę był mój błąd. Wchodzę do domu rozglądam się i myślę Qua śpi kamiennym snem to go budzić nie będę. Zdejmuję buty pojawia się Bezownik z zaciśniętymi oczami. Myślę sobie, że zaraz przyzwyczai się do mojego blasku (no stałam pod zapaloną lampą, jej promienie odbijały się ode mnie czyli jakby nie patrzeć mój blask

) i przyjdzie się przywitać. Podnoszę po kilku sekundach wzrok Pan Beza zbliża się do mnie ale oczyska dalej ma kurczowo zaciśnięte. Powoli zaczynam panikować ale dam mu przecież jeszcze chwilę, w głowie rozpoczynam poszukiwania całodobowej kliniki do której moglibyśmy się udać. W tym czasie Qua (nadal z zaciśniętymi oczyskami) podchodzi do mnie... obserwując dłużej tą jego minę no cuż... wyglądał bardzo tak jakby dopadł go zespół downa...

przerażona biorę kota na ręce, gładzę, spoglądam w zaciśnięte oczyska, czy raczej na te powieki. Przychodzi mi myśl, że koniecznie muszę się z sanepidem skontaktować... po dłuższej chwili Qua otworzył swoje oczyska, mrauknął,przytulił się

W nocy spał wtulony we mnie tzn. bo teraz Qua odkrył, że spanie pod kołdrą jak go obejmuje (leżę na boku zwinięta wokół niego) to jest bardzo fajne. Nawet da się tak spać
I dzisiaj (tfu tfu tfu) Quazimodo dużo je tzn. na prawdę dużo jak na siebie, chyba leki działają!! Oby zaczął jeść jeszcze więcej (już tak normalnie) to będę zadowolona. Bo On jak taki ptaszek je, odrobinkę podje i zaraz odchodzi. A dzisiaj z kilka minut spędził przy miskach podjadając sobie.