Troszkę miałam kłopotów i zamieszania na PW.
Wolałam się też przymknąć na chwilę, żeby nie było, że jakimś wpisem agituję sama za sobą.

Jestem zła i rozżalona...
Ale - co ma być, to będzie. Ja będę pracować dalej tak samo, w takim samym trybie i w oparciu o te same zasady.
Wczoraj doszły do mnie wyniki Feliksa. I mamy niezły zgryz.
Ale najpierw wyniki.
Mocznik - 57
Kreat - 1,20
Bilirubina całkow. - 6,77
bezpostaciowa - 5,60
Amylaza - 763
ALP - 10
AST - 51
ALT - 52
WBC - 15,6
Lymph - 27%
Neutr. - 70%
RBC - 6,94
Hgb - 8,6
HCT - 32
MCV - 46,7
MCH - 12,4
MCHC - 26,5
PLT - 1100
RDW-SD - 21,9
Rozmaz - podziel. 70
lim. 27
mon. 3
A zatem żółtaczka nie jest `wątrobowa`. Białaczka - z wyników krwi i z faktu obecności guza - wysoce prawdopodobna. Doc radzi [jest wyjechany, wiec telefonicznie], żeby wprowadzić tetracykliny na wypadek obecności pasożytów krwi. Oraz wykonać laparotomię zwiadowczą.
No i tu zaczynają się schody.
Feliś czuje się dość dobrze. Troszkę sam je. Samodzielnie pije. Nawet się bawi troszkę. Wenflon jest i tak do wymiany, więc już nie męczę go kroplówką [bo i tak się mocno denerwuje; im lepiej się aklimatyzuje u mnie w domu, tym gorzej znosi podłączenie].
Jeśli go teraz otworzymy, to być może okaże się, że guz jest nieoperacyjny i wybudzanie go nie będzie miało sensu. Może bowiem być tak, że zanim się zdąży dobrze zagoić i mieć jeszcze jakąś przyjemność z życia, to guz urośnie na tyle, że i tak będzie trzeba pomóc mu odejść za TM. Bez otwierania nie będzie bólu operacji i Feliś może sobie żyć u mnie ile będzie mógł.
Zatem - pat. Bez otwierania nie dowiemy się, czy guz jest operacyjny, a nie otwierając go możemy pozbawić go możliwości usunięcia zmiany i być może przedłużenia życia. Zaś decyzja o otwarciu teraz, może być decyzją o pożegnaniu.
Jakoś to trzeba będzie rozgryźć.