anik81 pisze:Witam ponownie.
Więc niestety miejsca kuwety nie zmieniłam. Niczego nie zmieniałam: ani miejsca kuwety, ani żwirka (żadnych zapachowych), ani żadnych remontów, nowych mebli, nowych domowników, nowych mebli, nic. Wszystko po staremu a Julka zaczęła sikać. Po tych wszystkich rozmowach i przemyśleniach na pewno coś bidulce dolega. Po świętach lecimy jak najszybciej do wetka. Żeby Kota dłużej się nie męczyła. A propos ma pytanie. Otóż za około pół roku będziemy się przeprowadzać do domku jednorodzinnego. Jak przyzwyczajać kota do otoczenia i do wszystkich czyhających na nią zagrożeń? Czy raczej dać sobie spokój i pilnować żeby kot nie wychodził na dwór? Gdzie wiem że bardzo garnie się na dwór.
Pozdrawiam i mokrego Dyngusa.

A propo sikania to jeszcze dwie myśli przyszły mi do głowy.
Niektóre koty bardzo źle znoszą samotność, zwłaszcza te które wychowywały się w gromadzie kotów. Dla takich kotów dokocenie jest jedynym lekarstwem.
Duża część wychodzących wcześniej kotów wyjątkowo żle reaguje na zamknięcie w domu. Może dlatego protestuje Julka u Anik81 i Karolina u Wiory? Może poczuły w powietrzu wiosnę i kazdej z nich dusza rwie się do wolności?
Na koniec opowiem, jak wyglądały przenosiny do nowego domu moich 4 kotek. Dodam, że na starym mieszkaniu wszystkie kocice były wychodzące.
Przeprowadzaliśmy się w pierwszych dniach grudnia.
Wszystkie kocice na 3 m-ce wylądowały w ciepłej, widnej, wybiałkowanej piwnicy, gdyż bałam się, ze podczas wnoszenia mebli bądź podczas trwających nadal prac wykończeniowych kocice uciekną lub zostaną przypadkowo wypuszczone na dwór na zatracenie.
Pierwsze dni kotki były wyjątkowo przestraszone, obrażone itd.
Każda zachowywała się inaczej. Jedna z nich była tak wkurzona przeprowadzką, że udawała że mnie nie zna i udawała dziką.
Do jedzenia wychodziła dopiero wtedy, gdy ja opuszczałam ich lokum.
Na początku marca kotki zostały wypuszczone na pokoje i z wielka ciekawością zwiedzały wszystkie zakamarki.
W połowie kwietnia, kiedy było już ciepło i zielono wynosiłam pojedyńczo każdą z kocic na trawnik przed domem.
Każda z nich (jakby się umówiły) zachowywała się tak samo, czyli momentalnie wbiegała na schody i chciała dostać się do domu.
Nie ustępowałam. Brałam ponownie na ręce i sadzałam na trawce.
I tak każdego dnia kilkakrotnie powtarzała się ceremonia.
Po kilku dniach przestały się bać i wtedy wyniosłam wszystkie naraz stojąc w pobliżu. Codziennie to samo i trwało to około tygodnia. Potem zostawały już na trawniku same nie oddalając się jednak od schodów.
Odwagi dodawała im kręcąca się w pobliżu nasza suka, z którą były w dobrej komitywie.
Z dnia na dzień kocice poszerzały swoje terytorium i zostawały na zewnątrz coraz dłużej.
Dodam, że kotki były w wieku 2-8 lat i wcześniej bardzo lubiły przebywać na zewnątrz.
Podsumowując chcę powiedzieć, że moje koty bardzo żle znosiły pierwsze dni w nowym domu. Przede wszystkim były bardzo przestraszone, bo nieznane, wielkie pomieszczenia, nowe sprzęty, świeże zapachy i niepokojące odgłosy wywoływały u nich ogromny stres.
Z obawy o ich bezpieczeństwo podjęłam decyzję o umieszczeniu ich w nieużywanej, czystej 40m. piwnicy.
My nie mieliśmy dla nich wystarcząjąco czasu, bo byliśmy zabiegani, zapracowani i podenerwowani tym, że w tym rozgardiaszu nie mogliśmy znaleźć wielu rzeczy popakowanych w różnych kartonach, torbach itd., a Swięta Bozego Narodzenia były tuz,tuż.