Zła jestem jak osa, wkurzona, że prawie pianę toczę z pyska.

Otóż - chciałam kupić działkę. Znalazłam jedną, z altanką do całkowitego remontu (dach okna drzwi, tynkowanie i malowanie) Pani powiedziała najpierw 2000 zł. Ale rozmawiałam z sąsiadem tej pani i on mi powiedział, że działka pójdzie za 1000, bo pani mu tak mówiła. Dokładnie 1000 zł mam. Cała szczęśliwa zadzwoniłam do pani i zaczęłam negocjacje, proponując na początek 600 zł

Doszłyśmy już do tego tysiąca i Pani zaczęła się łamać. Powiedziała, że musi zapytać córkę i mam zadzwonić wieczorem. Zadzwoniłam. Znalazł się facet , który jeszcze chce oglądać więc pewnie mi podbije cenę, a ja więcej nie mogę zapłacić.

Tak mi się ta działeczka podobała...

Zuzia już się na nią cieszyła. Mam jeszcze jutro zadzwonić, ale myślę, że nawet jeśli to jest próba negocjacji ze strony tej pani, to już z tego nic nie będzie. Cena była dobra na taką działkę. Jestem zawiedziona
