To jest Bruno. Do niedzieli był bezdomny, pomieszkiwał gdzieś od roku pod Jedynką na Podwisłoczu. Szybko zdobył sobie sympatię ludzi i stał się czymś w rodzaju osiedlowej maskotki, bo przyjazny, łagodny, gadatliwy i ma cudowne, niemal hipnotyzujące seledynowe oczy. Miał pod sklepem swoją zawsze pełną miseczkę, czasem kilka głasków, ale nic poza tym: nie wiadomo gdzie nocował, jak udawało mu się umykać przed szarżującymi wokół sklepu samochodami.
Niedawno Bruno poznał Panią Monikę (te od Małyszka i Balbinki), która zauważyła, że kotek jest w złej kondycji i ze potrzebna mu natychmiastowa pomoc: mimo pełnych miseczek kocurek jest wychudzony, sierść brudna, matowa, skołtuniona i wychodząca garściami, z pyszczka wycieka ślina i wyraźnie boli, bo kocurek nie może jeść. I tak Bruno trafił do Kundelka i pod opiekę weta. Okazało się, ze jest kocurkiem, ok 6-8 letnim, wykastrowanym, z całą pewnością kiedyś domowym, który nie umiał poradzić sobie na wolności. Ma silne zapalenie dziąseł, prawdopodobnie z powodu strasznego kamienia. Na razie dostaje antybiotyk i dochodzi do siebie. Dziś byłyśmy z p Moniką w odwiedzinach u niego i stwierdziła, że już wygląda dużo lepiej: całkiem dobrze sie zaaklimatyzował, chociaż na razie musi być odizolowany w klateczce, już zaczyna samodzielnie jeść. W piątek, o ile będzie dostatecznie silny, będzie miał usuwany kamień z ząbków i dokładne badania.
Kocurek jest przesłodki: mruczy, barankuje, ugniata i całym ciałkiem napiera na głaszczącą rękę. Ale ani przez chwilę nie usiłował wyjść z klatki, chyba rozumie, że chcą mu tu pomóc.
