joshua_ada pisze:Dziś w nocy nasza Tasia zaskoczyła nas kolejnym atakiem.
2.30 - kilkanaście sekund "zupełnego odlotu" kota: silne drgawki, kłapanie, ślinotok. Potem wyciszenie.
(mamy przepisane czopki z Luminalu - trwało to tak krótko,
że nie zdążyłam z czopkiem, bo już było po ataku)
To trzeci atak Tasi (od 2 m-cy)
Zaczęliśmy diagnostykę, ale na razie ani wywiad ani badanie bodźców ani morfologia na nic nie wskazuje.
Musimy szukać dalej.
Oprócz kolejnej wizyty u weta, która nas czeka, szperam po sieci, bo padaczka u kotów jest rzadzko (rzadziej niż u psów) idiopatyczna (czyli bez innego podłoża chrobowego)
Znalazłam na miau ten wątek:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=73586
Błagam, podzielcie się jak to jest z Waszymi futrami?
Jakie diagnozy zostały potwierdzone?
Pytam dlatego, że u nas zatrucie wykluczone, uraz raczej też.
Dodam, że neurologiczne badanie Tasi reakcji na bodźce już raz było, ale jest to bardzo cięzka droga, bo Tasia nie widzi, więc i reakcje wyglądają trochę inaczej niż u widzącego kota...
Witam serdecznie.
To mój pierwszy post na tym forum (właśnie przed chwilą zarejestrowałam się) i jak zobaczyłam tę prośbę, natychmiast odpisuję.
Mój ukochany kot Gip (wym. Dżip) miał b. silną padaczkę. Lekarze powiedzieli, że jeśli będzie miał ataki częściej jak co 6 miesięcy - muszę poddać go leczeniu.
Gip miał ataki co 2 /4 miesiące (konwulsje z pianą na mordce, robił pod siebie siusiu w takich momentach), ale po ostatnim, trwającym bardzo długo ataku (2 godziny!!! z przerwami w/g relacji mojego kolegi, gdyż kot mieszkał w biurze i wtedy jeszcze nie był "moim"), zdecydowałam zabrać go do domu.
I od tego momentu spał ze mną. Co noc masowałam mu łapki (odruchowo, bo miał piękne, grube) i pieściłam przynajmniej 15/30 minut, praktycznie dopóki nie zasnęłam.
Był bardzo pieszczony i wreszcie w spokojnym środowisku (biuro pewnie go stresowało). Efekt był nadzwyczajny! Pierwszy atak dopadł go 9 miesiącach, następne raz w roku!!! I były to ataki stosunkowo krótkie do poprzednich! Trwające 30/40 sekund ... napewno nie więcej jak 1 minutę!
I tak nie był nigdy leczony na padaczkę. Wete był w szoku, bo przecież znał przebieg u niego tej choroby. Jedyne co stwierdził, to pewnie fakt, że przeniosłam kota z nieodpowiedniego dla niego środowiska do tego domowego, gdzie oprócz wielkiej z naszej strony miłości miał wreszcie wielki spokój... Innej przyczyny tego wyzdrowienia nie znalazł...
Muszę tylko dodać, że ten wspaniały kot zmarł na FIP-a, a zachorował wówczas kiedy jechałam na miesiąc wakacji (został pod stałą opieką kolegi, w moim domu). Po przyjeździe żył tylko parę dni.. Rozpacz do dnia dzisiejszego. Doczytałam się, że jedną z przyczyn zachorowania na FIP-a, może być również wielki stress (zakładając, że wirus ten już miał, ale uaktywnił się w warunkach stresowych). Beze mnie i moich codziennych pieszczot - to teoria, która sprawdziła się w 100% ... Jestem o tym absolutnie przekonana i cierpię z tego powodu do dzisiaj.
Gip był kastrowany w 9 miesiącu życia. Wypadł z III piętra - balkonu tego biura w wieku ok. 7 m.cy, ale nie doznał żadnych obrażeń. Piszę o tym, bo te fakty były ważne dla weterynarzy. Pierwszy atak dostał w wieku 2 latek, ale przecież w nocy był sam, więc nie wiadomo... (zmarł w wieku 7 lat). U nas w domu był 4 lata (trzy lata w biurze).
To tyle tej historii...
Nie mam pojęcia, czy to moje opowiadanie może w czymkolwiek Ci pomóc, ale piszę o tym co przeżyłam. Jeśli interesują Cię szczegóły, napisz maila (możemy też usłyszeć się na skype).
Serdecznie pozdrawiam i życzę wszystiego naj, naj Twojej kotulce.
Obecnie mam dwa przepiękne, ukochane koty norweskie, ale o Gipie myślę zawsze.
_______________
Maryla
Ps: z badań krwi (b. szczegółowych nic nie wynikało!!!)