padaczka u kota - Wasze doświadczenia?

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob mar 21, 2009 2:20

Widzę, że jest parę osób, które ostatnio też zaczęły mieć do czynienia z padaczką u kota...
Mój Misiek ma ataki od zeszłego tygodnia :( Ma 2,5 roku i zawsze był okazem zdrowia (tzn. jako maluch chorował razem ze swoim rodzeństwem, ale odkąd jest u nas (2 lata i 4 miesiące) nic mu nigdy nie było).

W zeszły poniedziałek miał pierwszy atak - zawsze wygląda to tak samo: przychodzi do mnie, ugniata łapkami, po czym "odpływa" i zaczyna mieć drgawki.
Nie są to ataki z tych najsilniejszych (bo cały czas jest przytomny, tylko taki nie do końca świadomy), ale martwi mnie, że ma to codziennie :(
Zrobiliśmy badania i wyniki są w normie. Dostał zastrzyk z wit. B.
Teraz dajemy mu luminal, ale póki co nic to nie daje - a nawet jest gorzej, bo zaczynało się od jednego ataku, a teraz jest ich kilka dziennie :cry:
Dziś rano idziemy do weta, zobaczymy co powie. W środę będziemy próbowali dostać się do dr Lenarcika.


Już dawno nic mnie tak nie martwiło...:(

joshua_ada pisze:ps: w styczniowym "Kocie"
jest podobno artykuł o padaczce.

Ktoś ma skan? Mógłby go tu zlinkować, albo podesłać mi na PW?

Również przyłączam się do prośby o ewentualny skan...

Vasper

 
Posty: 20
Od: Śro lis 08, 2006 13:42
Lokalizacja: dom wariatów

Post » Pon mar 23, 2009 13:21

:( :( :(

Trzymam kciuki za pomyślne wyniki.
Obrazek Obrazek
W moim domu koty bawią się strzykawkami. A jednak patologia czai się gdzie indziej...

joshua_ada

Avatar użytkownika
 
Posty: 9851
Od: Pon gru 03, 2007 8:41

Post » Wto mar 24, 2009 19:03

Vasper pisze:Teraz dajemy mu luminal, ale póki co nic to nie daje - a nawet jest gorzej, bo zaczynało się od jednego ataku, a teraz jest ich kilka dziennie :cry:
Dziś rano idziemy do weta, zobaczymy co powie. W środę będziemy próbowali dostać się do dr Lenarcika.


I jak z sobotnią wizytą u weta? Co powiedział?
A ten dr Lenarcik to kto? Skąd jesteś, jeśli można wiedzieć?

A luminal od pierwszego dnia nie podziała, musi się ok tygodnia kumulować w organizmie.

jaaana

Avatar użytkownika
 
Posty: 19355
Od: Śro gru 10, 2008 22:03
Lokalizacja: pomorskie

Post » Śro mar 25, 2009 13:46

To i ja sobie zaznaczam ten wątek :( Moja Penelopa miała na razie jeden atak, w zeszły piątek i póki co jest spokój. Ale ja oczywiście się o nią martwię bardzo. To mała (5 miesięczna) kotka, baaardzo wyciszona, spokojna, ona nawet nie bawi się jak normalny kociak - je, śpi, mruczy, no czasem niby da się sprowokować drugiemu kotu do zabawy, ale rzadko i że tak to ujmę bawi się mało intensywnie. Ona w ogóle jest taką kocią biedą, pierdołą - zawsze ostatnia przy miseczce, spychana z posłanka, przeganiana od zabawki... No i tym bardziej jej szkoda. Atak nastąpił, gdy TŻowi udało się ją rozbawić tak, jak nigdy. Piórkami na patyku. Ona zwykle na nie popatrzyła, machnęła łapką, znowu popatrzyła i tyle... A tym razem TŻ wprowadził ją wręcz w amok zabawy. Machał jej przed nosem piórkami w lewo i w prawo, a kot machał głową łapami tak szybko, że aż mi się rozmazywał... Wydawało nam się to śmieszne i fajne, cieszyłam się, że kicia wykazuje nagle aż taką aktywność... Wyjęłam aparat i filmowałam tę ich zabawę. Taaaa... i teraz mam kilkuminutowy film sufitu z moją histeryczną paniką w tle - totalnie nie wiedziałam co się dzieje i co mam robić gdy atak się zaczął (wet mnie zrugał, że trzeba było atak nakręcić, a nie rzucić aparat kąt ;) bo i tak kotu specjalnie nie pomogłam...). Kotka nagle zostawiła TŻ i piórka i wbiegła na kanapę gdzie ja siedziałam. Pogłaskałam ją i nagle zobaczyłam, że dygocze. Dostała drgawek, z oczu lały jej się łzy, dyszała, charczała - makabra. Wszystko trwało około 40 sekund. Potem kot ledwo oddychał rozpłaszczony na ziemi przez kolejnych 10 minut. Pojechaliśmy na Białorzeską, było zrobione badanie krwi i nic nie wyszło. Od tamtej pory póki co odpukać jest spokój.

Myślicie, że atak mógł być wywołany tym szybkim, ale naprawdę ekspresowym i nietypowym dla tej kici machaniem głową na boki za żółtym piórkiem? Coś jak z tymi pokemonami? Wetka powiedziała, że kota jej sens leczyć, gdy ataki pojawiają się częściej niż raz na miesiąc. Każdy atak obciąża organizm, ale leki też go wyniszczają. I trzeba wyważyć, co się bardziej opłaca. Podobno atak raz na 1-2 mce jest mniej szkodliwy niż ciągłe leczenie...

serotoninka

 
Posty: 1366
Od: Śro sie 27, 2008 21:00
Lokalizacja: Warszawa - Śródmieście

Post » Śro mar 25, 2009 14:31

serotoninka pisze:To mała (5 miesięczna) kotka, baaardzo wyciszona, spokojna, ona nawet nie bawi się jak normalny kociak - je, śpi, mruczy, no czasem niby da się sprowokować drugiemu kotu do zabawy, ale rzadko i że tak to ujmę bawi się mało intensywnie.

A z sercem u niej wszystko w porządku?
Obrazek
Obrazek
Jeszcze żaden nieśmiertelny bóg nie przeżył śmierci swoich wyznawców.
NAUKA O KLIMACIE.PL

genowefa

Avatar użytkownika
 
Posty: 18789
Od: Pon wrz 18, 2006 13:34
Lokalizacja: Warszawa-Ursus

Post » Śro mar 25, 2009 15:37 Re: padaczka u kota - Wasze doświadczenia?

joshua_ada pisze:Dziś w nocy nasza Tasia zaskoczyła nas kolejnym atakiem.
2.30 - kilkanaście sekund "zupełnego odlotu" kota: silne drgawki, kłapanie, ślinotok. Potem wyciszenie.
(mamy przepisane czopki z Luminalu - trwało to tak krótko,
że nie zdążyłam z czopkiem, bo już było po ataku)
To trzeci atak Tasi (od 2 m-cy)
Zaczęliśmy diagnostykę, ale na razie ani wywiad ani badanie bodźców ani morfologia na nic nie wskazuje.
Musimy szukać dalej.
Oprócz kolejnej wizyty u weta, która nas czeka, szperam po sieci, bo padaczka u kotów jest rzadzko (rzadziej niż u psów) idiopatyczna (czyli bez innego podłoża chrobowego)

Znalazłam na miau ten wątek:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=73586
:(

Błagam, podzielcie się jak to jest z Waszymi futrami?
Jakie diagnozy zostały potwierdzone?
Pytam dlatego, że u nas zatrucie wykluczone, uraz raczej też.
Dodam, że neurologiczne badanie Tasi reakcji na bodźce już raz było, ale jest to bardzo cięzka droga, bo Tasia nie widzi, więc i reakcje wyglądają trochę inaczej niż u widzącego kota...


Witam serdecznie.
To mój pierwszy post na tym forum (właśnie przed chwilą zarejestrowałam się) i jak zobaczyłam tę prośbę, natychmiast odpisuję.

Mój ukochany kot Gip (wym. Dżip) miał b. silną padaczkę. Lekarze powiedzieli, że jeśli będzie miał ataki częściej jak co 6 miesięcy - muszę poddać go leczeniu.
Gip miał ataki co 2 /4 miesiące (konwulsje z pianą na mordce, robił pod siebie siusiu w takich momentach), ale po ostatnim, trwającym bardzo długo ataku (2 godziny!!! z przerwami w/g relacji mojego kolegi, gdyż kot mieszkał w biurze i wtedy jeszcze nie był "moim"), zdecydowałam zabrać go do domu.
I od tego momentu spał ze mną. Co noc masowałam mu łapki (odruchowo, bo miał piękne, grube) i pieściłam przynajmniej 15/30 minut, praktycznie dopóki nie zasnęłam.
Był bardzo pieszczony i wreszcie w spokojnym środowisku (biuro pewnie go stresowało). Efekt był nadzwyczajny! Pierwszy atak dopadł go 9 miesiącach, następne raz w roku!!! I były to ataki stosunkowo krótkie do poprzednich! Trwające 30/40 sekund ... napewno nie więcej jak 1 minutę!
I tak nie był nigdy leczony na padaczkę. Wete był w szoku, bo przecież znał przebieg u niego tej choroby. Jedyne co stwierdził, to pewnie fakt, że przeniosłam kota z nieodpowiedniego dla niego środowiska do tego domowego, gdzie oprócz wielkiej z naszej strony miłości miał wreszcie wielki spokój... Innej przyczyny tego wyzdrowienia nie znalazł...
Muszę tylko dodać, że ten wspaniały kot zmarł na FIP-a, a zachorował wówczas kiedy jechałam na miesiąc wakacji (został pod stałą opieką kolegi, w moim domu). Po przyjeździe żył tylko parę dni.. Rozpacz do dnia dzisiejszego. Doczytałam się, że jedną z przyczyn zachorowania na FIP-a, może być również wielki stress (zakładając, że wirus ten już miał, ale uaktywnił się w warunkach stresowych). Beze mnie i moich codziennych pieszczot - to teoria, która sprawdziła się w 100% ... Jestem o tym absolutnie przekonana i cierpię z tego powodu do dzisiaj.

Gip był kastrowany w 9 miesiącu życia. Wypadł z III piętra - balkonu tego biura w wieku ok. 7 m.cy, ale nie doznał żadnych obrażeń. Piszę o tym, bo te fakty były ważne dla weterynarzy. Pierwszy atak dostał w wieku 2 latek, ale przecież w nocy był sam, więc nie wiadomo... (zmarł w wieku 7 lat). U nas w domu był 4 lata (trzy lata w biurze).

To tyle tej historii...
Nie mam pojęcia, czy to moje opowiadanie może w czymkolwiek Ci pomóc, ale piszę o tym co przeżyłam. Jeśli interesują Cię szczegóły, napisz maila (możemy też usłyszeć się na skype).
Serdecznie pozdrawiam i życzę wszystiego naj, naj Twojej kotulce.
Obecnie mam dwa przepiękne, ukochane koty norweskie, ale o Gipie myślę zawsze.
_______________
Maryla

Ps: z badań krwi (b. szczegółowych nic nie wynikało!!!)

maryla hajduszkiewicz

 
Posty: 1
Od: Śro mar 25, 2009 14:42
Lokalizacja: Mediolan

Post » Śro mar 25, 2009 17:09

genowefa pisze:
serotoninka pisze:To mała (5 miesięczna) kotka, baaardzo wyciszona, spokojna, ona nawet nie bawi się jak normalny kociak - je, śpi, mruczy, no czasem niby da się sprowokować drugiemu kotu do zabawy, ale rzadko i że tak to ujmę bawi się mało intensywnie.

A z sercem u niej wszystko w porządku?



Mam nadzieję, że tak, choć przekonana nie jestem - nie miała robionego EKG czy innych badań. Ja już myślałam wcześniej o jej sercu, sygnalizowałam wetce tę jej spokojność i to, że ona jak już się intensywniej bawi to się męczy tak, że dyszy potem jak piesek, z wywalonym języczkiem. Kicia została dwukrotnie przez różnych wetów osłuchana i szmerów żadnych serduszku nie ma... Weci stwierdzili, że ona ma po prostu taki charakter, a to że się raz czy dwa zdyszała to wynik braku kondycji, skoro na co dzień mało biega. A ja coż - zaufałam wetom, ale teraz po tym ataku to już sama nie wiem... Czy to wszystko może być ze sobą jakoś powiązane?

serotoninka

 
Posty: 1366
Od: Śro sie 27, 2008 21:00
Lokalizacja: Warszawa - Śródmieście

Post » Śro mar 25, 2009 17:19

serotoninka pisze:
genowefa pisze:
serotoninka pisze:To mała (5 miesięczna) kotka, baaardzo wyciszona, spokojna, ona nawet nie bawi się jak normalny kociak - je, śpi, mruczy, no czasem niby da się sprowokować drugiemu kotu do zabawy, ale rzadko i że tak to ujmę bawi się mało intensywnie.

A z sercem u niej wszystko w porządku?



Mam nadzieję, że tak, choć przekonana nie jestem - nie miała robionego EKG czy innych badań. Ja już myślałam wcześniej o jej sercu, sygnalizowałam wetce tę jej spokojność i to, że ona jak już się intensywniej bawi to się męczy tak, że dyszy potem jak piesek, z wywalonym języczkiem. Kicia została dwukrotnie przez różnych wetów osłuchana i szmerów żadnych serduszku nie ma... Weci stwierdzili, że ona ma po prostu taki charakter, a to że się raz czy dwa zdyszała to wynik braku kondycji, skoro na co dzień mało biega. A ja coż - zaufałam wetom, ale teraz po tym ataku to już sama nie wiem... Czy to wszystko może być ze sobą jakoś powiązane?


Nie mam pojęcia, czy te objawy są jakoś powiązane, ale to co wyboldowałam jest bardzo niepokojące. Jak miałam na tymczasie Nikusia, który ma szmery w sercu, to byłam pytana, czy właśnie takie objawy u niego nie występują. Nie wiem, czy wada serca zawsze objawia się osłuchowo szmerami - nie znam się.
W każdym razie ja z Nikusiem chodziłam do dr. Anny Czubek do lecznicy "Białobrzeska". Dr. Czubek specjalizuje się w kardiologii. Zrobiłyśmy Nikusiowi RTG i okazało się, że obraz serca i płuc jest prawidłowy. Dr. zadecydowała więc, że USG (czyli echo serca) nie jest konieczne, ale jeśli kot w przyszłości będzie miał objawy takie jak wyżej opisałaś, to niewykluczone, że trzeba będzie dalej mu diagnozować serducho. Dom Nikusia czyli nasz forumowy Paluszek o tym wie.
Ostatnio edytowano Śro kwi 01, 2009 9:01 przez genowefa, łącznie edytowano 1 raz
Obrazek
Obrazek
Jeszcze żaden nieśmiertelny bóg nie przeżył śmierci swoich wyznawców.
NAUKA O KLIMACIE.PL

genowefa

Avatar użytkownika
 
Posty: 18789
Od: Pon wrz 18, 2006 13:34
Lokalizacja: Warszawa-Ursus

Post » Śro mar 25, 2009 19:06

Ja popieram pomysl udania się z kotem do kardiologa. Moja druga kotka zachowywala się dokladnie tak samo (dyszenie i generalnie zmęczenie po 20 minutach niezbyt intensywnej zabawy). Osluchowo podobno serce bylo OK, ale przy okazji narkozy potrzebnej do wyrwania kilku mlecznych zębów, które jakoś same nie chcialy wyjść, malo brakowalo, żeby już się nie obudzila. O kardiologach wetach nikt wtedy nie slyszal i finalnie Martunia umarla w wieku 4 lat z powodu naglego obrzęku pluc, czyli niewydolności krążenia. Po fakcie przeanalizowalismy wszystko i wyszlo, że najprawdopodobniej miala niedomykalność zastawki, albo przetrwaly otwór Botalla (to taka dziurka w przegrodzie międzykomorowej potrzebna w życiu plodowym, która po urodzeniu się zamyka). Osluchowo przy malej wadzie tego typu może być wszystko w porządku, bo przy braku wysilku serce jeszcze sobie radzi, ale przy większym wysilku już nie. USG powinno w takim wypadku coś wykazać.

A ten atak po machaniu piórkami, to mogla być podobna reakcja jak na pokemony. Kicia jest mloda i oczy nie nadążają jeszcze za glową, co moglo wyzwolić atak padaczki. U doroslych i zdrowych (ludzi też) następuje chwilowy oczopląs, który szybciutko się wyrównuje. U dzieci (i zapewne mlodych zwierząt też) efektem może być atak padaczki, bo mózg nie radzi sobie z taką szybką zmianą bodźców.

felin

Avatar użytkownika
 
Posty: 26000
Od: Wto sty 06, 2009 0:04
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro mar 25, 2009 21:30

Genowefa i Felin - dziękuję. Będę miała oko na małą i wkrótce udamy się do kardiologa. RTG i USG, ehhh, ja jestem zielona zupełnie w kociej kardiologii, ale jeśli trzeba to zrobię małej wszystkie badania. Zwłaszcza, że planujemy sterylizację - za żadne chiny nie zgodzę się na narkozę dopóki nie będę miała pewności że z serduchem jest wszystko ok... Z tym, że z Penelopą jest jeszcze ten problem, że ona się wszystkiego boi. Za mną łazi jak piesek i najchętniej nie schodziłaby mi z kolan, ale innych ludzi unika. Boi się nawet mojego TŻ, a przecież on odwiedza nas prawie codziennie... Apogeum strach małej osiąga u weta - ona ze strachu aż drży. Ciężko się ją osłuchuje i w ogóle bada... Ehhh, no moja bieda mała :(
Ale nic, damy radę. Też chodzimy z kotkami na Białobrzeską, zwykle do pani Cetnarowicz. Zasugeruję jej te dodatkowe badania. No i dziękuję za te informacje o oczach i głowie - daje mi to nadzieję, że może ten atak okaże się tylko incydentem...

serotoninka

 
Posty: 1366
Od: Śro sie 27, 2008 21:00
Lokalizacja: Warszawa - Śródmieście

Post » Pt mar 27, 2009 18:31

No i znowu :cry: :cry: :cry:
Co mam zrobić???
Wetka powiedziała, żeby się nie martwić, bo mogą dwa tygodnie minąć, żeby organizm zareagował na zwiększoną dawkę.
:evil:

jaaana

Avatar użytkownika
 
Posty: 19355
Od: Śro gru 10, 2008 22:03
Lokalizacja: pomorskie

Post » Pt mar 27, 2009 21:31

:( biedactwo ...
trzymam kciuki by się poprawiło!

serotoninka

 
Posty: 1366
Od: Śro sie 27, 2008 21:00
Lokalizacja: Warszawa - Śródmieście

Post » Nie mar 29, 2009 11:09

A przy tym wszystkim Domisia jest najmilszą koteczką na świecie - wesolutka, przytulasta, pchająca się bez przerwy na ręce, rozgadana, bezstresowa. I tak rozczulająca, gdy obmacuje łapką teren dookoła siebie przy np. poszukiwaniu zabaweczki.
joshua_ada pisze:
Nasze dziewczynki to takie "wirtualne" siostrzyczki :wink:


A co słychać u siostrzyczki?
Mam nadzieję, że w porządku :D

jaaana

Avatar użytkownika
 
Posty: 19355
Od: Śro gru 10, 2008 22:03
Lokalizacja: pomorskie

Post » Nie kwi 05, 2009 18:14

Od wczoraj 3/4 tabletki, po kolejnym ataku.
Maksymalna dawka dla Domisi, wg jej wagi to 2x 1 tabletka - tak twierdzi wet.
Jeśli dojdziemy do tych dwóch tabletek dziennie i nie będzie poprawy, to badanie stężenia substancji czynnej we krwi - jeśli za mała, to zmieniamy lek.

jaaana

Avatar użytkownika
 
Posty: 19355
Od: Śro gru 10, 2008 22:03
Lokalizacja: pomorskie

Post » Czw kwi 09, 2009 16:45

Tasia - odpukać w co się da - nie miała ataku od rozpoczęcia leczenia (2xdzień Luminal 1/2 tabletki).
W dobę wizyty gości u nas podajemy jej Relanium, bo na razie dwa ataki były skojarzone z wizytą gości.

Tak a propos też powyższego postu o stresie jako przyczynie. Stres działa na cały organizm, długotrwały wyniszcza, obniża odporność. U nas stres związany z nowym tymczasem osłabił całe stado, zaktywował się herpes w oczach... ech... Na szczęście wychodzimy na prostą.

I chyba wcześniej nie pisałam, ale teraz mogłabym wielką czcionką z transparentu napisać, że jeśli chodzi o W-we polecam dr Czubek. Za wszystko - za jej fachowość, podejście, poświęcanie uwagi, dokładny wywiad przy każdej wizycie. A najbardziej za to, jak psa Mamy (pies też z padaczką) wyprowadziła z 10-dniowej śpiączki! :love:
Nie pozwoliłabym sobie na taką uwagę, gdyby naprawdę nie wielkie zaufanie do pani dr.
Obrazek Obrazek
W moim domu koty bawią się strzykawkami. A jednak patologia czai się gdzie indziej...

joshua_ada

Avatar użytkownika
 
Posty: 9851
Od: Pon gru 03, 2007 8:41

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google Adsense [Bot] i 328 gości