No to dołaczam sie do gratulacji. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy dokładnie miałas ten maraton, ale pamietałam, że to mialo być w marcu. Dzisiaj ostatniego, więc postanowiałam sprawdzić jak Ci poszło. Jeszcze raz serdecznie gratuluję !!!
Przy okazji dowiedziałam sie czemu po powrocie z mojego "chodzenia" zawsze jest mi zwykle strasznie zimno mimo, że po drodze ociekam potem.
Przyłaczajac sie tu do dyskusji o zaletach aktywności fizycznej wszelakiej dla wątpiących we własne możliwości polecam marsze.
Dałam radę ja gruba i wcale już nie młoda (45 kończę we wrześniu) baba, kompletnie bez kondycji po ciężkiej chorobie i powaznej operacji, to da radę naprawdę każdy.
Kondycja nie rośnie z dnia na dzień i na początku nie było łatwo, ale satysfakcja jaką teraz odczuwam po utracie 12 kg i poczucie sprawności jest warte wszystkiego.
Na początku moj mąż mnie wyprowadzał do parku i momentami wręcz ciągnął, a ja co chwile spoglądąłam na krokomierz czy już odwaliłam swoje 10 tys kroków i moge iść do domu paść na wersalkę.
Teraz stawiam sobie coraz nowsze wyzwania, wszędzie się zrobiło blisko i nie przeraża mnie żadna pogoda. Łaziłam jak było - 12 i po kolana sniegu, łażę w deszczu i tych wszystkich zawirowaniach pogody jakie były niedawno, tak ze mialo się wrażenie, że trasę się pokonuje w ciagu wszystkich czterech pór roku. Nie mam żadnej specjalnej odzieży. Jak był mroz chodziłam w butach zimowych, a teraz w wygodnych sportowych i kurtce z kapturem żeby ochronić głowę jak pada.
A ostatnio walczę z krokomierzem o kalorie, tak dla dodania sobie pikanterii współzawodnictwa. Zwykle był taki mechanizm 10 tys kroków to plus minus 1000 kcal, zależnie od tempa marszu. Taki wynik ugruntował mi sie na kilka miesiecy (chodże od sierpnia)
Dzisiaj udało mi się wyśrubować wynik : zrobilam 17 tys kroków a spaliłam 2 tys kcal. Znaczy to, że nie zmieniłam tempa marszu niezaleznie od tego, że kawał drogi był pod górę czyli kondycja rośnie !!!
