Dzisiaj...
Drzwi otwarte, Kićka powoli wychodzi do dużego pokoju, mama mówi: "ignorujcie ją". Wszyscy odkręcają głowy, a Tygrysek, jak na zawołanie zaczyna się łasić... Kićka weszła, Tygrys zasnął, a my w gotowości: mama trzyma trąbkę, tata szczotkę, a ja pistolet na wodę. Na szczęście nic się nie przydało. Kićka stoi przy wejściu, widzi Tygryska, który leży na ławie, na drugim końcu pokoju; warczy, prycha, złości się, a szary pan... nic, tylko otworzył oczy i poszedł dalej spać. Kićka poddaje się (po kilku NIE WOLNO powiedzianym przez mamę i tatę) i szybko wraca do małego pokoju. Chwilę potem wraca, ale siedzi w przedpokoju... Boi się (ogon ma podwinięty). Mama wstaje na chwilę z łóżka do kuchni, a mała ucieka do siebie. Tam ogon jej się prostuje i słychać wielkie miał... Co to? To mama, weszła do niej pogłaskać ją. Łasi się, mruczy, zupełnie inny kot. Teraz jest zamknięta w pokoju i śpi.
