Dojrzałam do tego, by przedstawić piątkę naszych futer...
Będę czynić próby wstawienia ich zdjęć...
Kapitan Fuk - nazwany tak przez dzieciątka, lat około 16, przybłąkał się do męża do pracy 14 lat temu, więc został zapakowany do samochodu no i jest.
Ma jeden, ostatni ząb i żywię go zblendowanymi zupkami z puszek i namoczonej puriny urinary.
Cechy szczególne - nieustające próby bicia rekordu w sikaniu do góry, zwłaszcza na telewizor i nieustające negocjacje w sprawie kolejnego posiłku. Pierwsze rozpoczynają się o 4 rano, a Funio płuca ma w najlepszym porządku. Dziś udało mi się celnie trafić kapciem, dzięki czemu dospałam do 5.20...
Buras - wybiegł z piwnicy z bloku prosto w moje ręce. Zaczynaliśmy już budowę domu więc doszliśmy do wniosku, że szósty kot wielkiej różnicy nie uczyni, zwłaszcza, że jeszcze wtedy żyła Puszka, identyczna w umaszczeniu, co pozwoliło udawać, że kot jest jeden, tylko tak się w oczach dwoi. Lat około 11, zębów sztuk pięć.
Cechy szczególne - nieustające usiłowanie by położyć się pańci na klawiaturze, ugniatanie pańciowej poduszki w nocy tuż przy pańci twarzy, błyskawiczne znajdywanie się dokładnie na tym schodku na który pańcia właśnie stawia nogę podczas schodzenia, spanie na pańciowej odzieży i zrzucanie na nią futra.
Sielawka, królewna Sielawka - lat 7, kotka mazurska, zwana przez mojego TŻ bardzo brzydko, głównie na "k". Sielawka została przywieziona przez starsze dzieciątko z wakacji w Mikołajkach jako małe kocię, uratowanie przed wronami. Dziecko sądziło, że to on i nazwało kota królem Sielaw (jest w Mikołajkach taki pomnik na rynku) Mimo pomyłki dzieciątko i tak wykazało się dzielnością, pomagając w organizacji całej akcji ratującej koty. Kocica wyrosła bynajmniej nie na niewinną królewnę, ale na kawał cholery, co tu dużo mówić. W młodości była bardzo łowna, nie pomagały żadne obróżki, nic. Teraz na szczęście jest chyba już zbyt leniwa.
Cechy szczególne - sikanie po kątach (specjalnie wraca z dworu, by naszczać na schody!) i ciężkie, nieruchome spojrzenie, które wlepia w człowieka, a człowiek dostaje dreszczy na plecach. Strach się bać.
Celina - została przyniesiona do weterynarza przez właścicieli, którym po dwóch latach się znudziła i postanowili ją uśpić. Weterynarz zgłupiał, bo kotka piękna, zadbana, lśniąca, wykastrowana, czyściutka i bardzo grzeczna. Mieszkałam wtedy w hotelu i tam też Celinę zabrałam i mogę potwierdzić z ręką na sercu - w życiu nie widziałam grzeczniejszego kota. Celina jest u mnie od 4 lat i jeszcze niczego nie stłukła, nie zrzuciła, ani nie ubrudziła. Kiedy do nas trafiła, dzieci miały fazę na Kazika, stąd imię. Od roku mieszka w domu z ogrodem i wciąż jest pełna zdumienia, że świat to nie tylko pokój, kuchnia i balkon.
Cechy szczególne - bieganie po lesie za każdą muszką, wskakiwanie na drzewa, ale tylko do wysokości metra, galopowanie do domu z zaaferowaną miną "a ja coś widziałam!", siedzenie panu na karku i spanie pańci na głowie, o ile uda się jej umieścić bezkolizyjnie obok Burasa.
Szarusia - tak, wiem, idiotyczne imię, ale tak została nazwana przez poprzednich właścicieli i jakoś zostało. Ten kot miał najmniej dramatyczną historię, po prostu został pozostawiony po przeprowadzce, a nie był jakoś szczególnie przywiązany do ludzi, bardziej do miejsca.
Cechy szczególne - wylegiwanie się na najlepszym fotelu i znikanie na całe dnie. Nie wątpię, że cwaniara gdzieś się dożywia, bo na moim wikcie nie mogłaby być taka gruba.
Nie żyją już - siostra Irena, (TŻ był na etapie programów Manna i Materny), zabrana z piwnicy z potworną grzybicą, zaraziła cały dom, młodsze dzieciątko nawet wylądowało w szpitalu, wyjątkowo wąsata kota;
Puszka, znaleziona pod samochodem, zasikała nam bez ratunku kilka kanap;
Okocim, dzikus okropny, znaleziony na ulicy, zmarł na zawał nerki, nawet nie wiedziałam, że coś takiego jest możliwe, wet powiedziała, że to przez karmienie surową rybką, od tego czasu rybki precz, zresztą każde inne mięso również - jesteśmy vege;
Prychacz, spotkany na przystanku, nie wiem na co czekał, ale jak na mnie to się doczekał;
Gadułka - bardzo smutna historia, prawdopodobnie przytrzaśnięty drzwiami, doczołgał się na trawnik przed naszym blokiem, złamana miednica, złamany ogon, obrażenia wewnętrzne, niczego nie trawił, walczyliśmy dwa miesiące, kot bez przerwy do nas gadał, bardzo kontaktowy mimo przeżyć;
Poszły do ludzi -sierżant Czmych, identyczny jak Kapitan Fuk, a dzieci były na etapie 101 dalmatyńczyków;
szeregowy Czereśniak - to już wolne skojarzenie TŻ, kolejny czarny kot, wyciągnięty z piwnicy w czasie 30 stopniowych mrozów
Dziewiątka - nie mieliśmy głowy do imion, po prostu policzyliśmy koty, to była ciężka zima w połowie dziewięćdziesiątych lat...
Dziesiątka i jej córeczka Jedenastka - jak wyżej. Stan zakocenia mieszkania jeszcze wtedy w bloku osiągnął stan krytyczny, plus trzy psy, plus chomiki i rybki dzieciątek... ale wszystko się jakoś dobrze skończyło.
