ufarbowała, ufarbowała - i całe szczęście, dopiero teraz wyglądają normalnie
wczorajsza ruda kupa mnie pogrążyła: to nie były nawet PASMA zamiast drobniutkich pasemek, to była jedna wielka jasnoruda wyblakła plama na środku głowy

bałam się już, co ja z tym zrobię, jeśli np. ciemniejsza farba nie chwyci - ale na szczęście chwyciła... w efekcie zmieszania rudej kupy z 'jasnym brązem' (miałam w domu dwa kolory, wybrałam jednak ciemniejszy) wyszedł w sumie bardzo ładny odcień, co ja bym dała, żeby mieć taki na całej długości
zamiast tego obrzydliwego brązu wpadającego w czerń... no ale na całkowitą dekoloryzację się nie zdecyduję, za bardzo niszczy włosy
po kursie wróciłam padnięta, ten trwa nie tylko że do 21, ale nawet do 21.30

, bite cztery i pół godziny

niby mam mózg i umiem robić z niego użytek, niby jestem pojętna - ale dziś mało co do mnie docierało, tym razem to chyba nie moja działka, księgową to ja jednak nie będę

jutro też do nocy i przez cały następny tydzień codziennie

, a potem jeszcze tylko ostatnia część komputerowego... nie wiem, czy te papierki (dyplomy) do czegokolwiek mi się przydadzą i w czymkolwiek pomogą, pewnie szkoda było wydawać na tę imprezę prawie dwa tysiące
(nie moje na szczęście... co ja bym dała, żeby mieć te dwa tysiące na inne wydatki
)
nadal straszliwie boli mnie łeb, już trzeci dzień

co prawda nie jest to aż tak koszmarny ból jak migrena (tfu tfu od dłuższego czasu mam z nią spokój, ale wiem co to znaczy

), ale mimo wszystko otępia... dobrze, że chociaż przestało mnie mdlić i zaczęłam jeść - z tym że teraz np. zeżarłam za jednym posiedzeniem prawie cały słoik dyni w occie tak bez niczego

zaczynam się zastanawiać, czy nie stałam się przypadkiem ofiarą jakiegoś niepokalanego poczęcia

albo może tak jak Rosemary - przez sen

ale zaraz zaraz, przecież jedno dziecko Rosemary już mam, zdecydowanie nie potrzeba mi więcej
i znów piszę o sobie zamiast o Draniach...
co tu o nich pisać, skoro oprócz Bolci mają się jak zwykle świetnie: nic nie robią, śpią i tyją, niektóre szaleją też jak pijane zające i roznoszą te marne resztki mojego dobytku jakie jeszcze zostały

...
Bolek coś tam od wczoraj tknęła: z pół saszetki miamora i parę chrupek... ale widzę, że steryd powoli przestaje działać - a miał starczyć cholera na miesiąc... nie wiem co mam robić - przecież nie będę jej tym napędzać co tydzień czy dwa

...
Bidziunia chyba chwilowo OK - ale też nie ma powodów do radości, bo ten stan zapalny też co i rusz wraca
Paluszki śpią na parapecie ze zwieszonymi paluszkami...
dawno nie było zdjęć, ale nie mam nowych i nie mam czasu na ich pstrykanie... także na razie musi Wam wystarczyć info, że każdy z tych dachowców wygląda tak samo jak zwykle
wzięłam sobie Licho na kolana i śpiewam mu do ucha za Marylą Rodowicz: "szarobure kotki dwa, obydwa, obydwa, bedą mieć pazury jak u lwa, jak u lwa..."... biedne zwierzę

o, i przyszły właśnie do mnie Paluszki, usiadły obok na komodzie i chyba też czekają na swoją piosenkę

miałam zamiar włączyć teraz "Koncert jesienny" Magdy Umer - ale czy to jest coś na poziomie Paluszków

?