Witam w wątku. Nie mam w tej chwili czasu przekopywać cały, więc narazie pytanie na szybko:
Czy są tutaj wyleczone/zaleczone białaczkowce, które w momencie zdiagnozowania białaczki były już w słabiutkim stanie? (Tzn. nie było tak, że testy wskazały białaczkę, ale ogólny stan kota był prawie dobry).
O białaczkę jest podejrzana moja Myszka, poza tym Charliś i Radzio mają też podejrzanie wysokie, odporne na leczenie leukocyty. ale o ile te dwa ostatnie czują się dobrze, są zaokrąglone, mają apetyt, to Myszka gwałtownie schudła, nie ma apetytu (z tym, że towarzyszy jej także depresja), ma powiększone wewnętrzne węzły chłonne tzw. kreskowe (wyszło na USG). W tej chwili krew jest wysłana do Laboclinu (wet im bardziej ufa niż testom paskowym). Więc póki co pewności nie ma, ale wet mówi, że jest to wysoce prawdopodobne.
No i tu właśnie moje pytanie - wet mi powiedział, że o ile białaczkę się wykryje wcześnie, testy jakby profilaktyczne, to jest duża szansa jeśli nie na wyleczenie, to na zaleczenie, natomiast gdy stan jest taki jak u Myszki, to szanse są małe

Więc moje pytanie - czy w ogóle takie wypadki mieliście?
Gdy przygarniałam pierwszych kilka kotów, o białaczce nawet nie wiedziałam. Gdy stado rozrosło się, to cena tylu testów nie jako mnie przerosła, tym bardziej, że powinno się wykonać kilka. Teraz za późno na gdybanie. Np. Myszka mogła być nosicielem od dawna.
Tak czy inaczej - jakie są szanse.