U nas, dziękuję, raz lepiej (to dotyczy kotów), raz gorzej - to dotyczy mnie
Śmieję się już z tego, bo to zaczyna być humorystyczne, że bez przerwy coś mi się przydarza: wypryski na rękach prawie już mi się zagoiły, plamy na pysku goją się, więc (widocznie, żeby mieć urozmaicenie) załatwiam się sama, jedząc w piątek z łakomstwa, to, czego jeść nie powinnam i w efekcie jestem chora przez całą sobotę
Na szczęście mam mądre koty, które nie robią głupstw i dzięki temu czują się dobrze i ładnie wyglądają:
Oczywiście ze względu na charakter pogody, sezon ogrodowy został na razie zawieszony, ale dzięki temu możemy kontynuować opowieść o trudnych początkach posiadania ogródka.
Jak już było powiedziane, planowałam ogrodzić ogródek w listopadzie. Znalazłam firmę, właściciel firmy wziął zaliczkę, tyle tylko, że najpierw nie było takich desek na rynku, a potem to w ogóle robił ze mnie idiotę i ostatecznie płot stanął pod koniec lutego. Jednak kotów nadal nie mogłam wypuszczać, bo okazało się, że teren ma na tyle duży spadek po prawej stronie, że u dołu była taka duża przestrzeń, że koty mogłyby swobodnie wychodzić poza ogródek. Tak więc trzeba było zrobić dodatkowe zabezpieczenia, do czego absolutnie nie miałam w tamtym czasie nastroju, bo właśnie zaczęły się moje kłopoty z pracą.
Teoretycznie nie było dużego problemu, bo to był okres zimowy i koty nie bardzo miały ochotę wychodzić - ale tylko teoretycznie, bo ...
Sąsiedzi obok mieli piękną, około dwuletnią, wysterylizowaną, buro-białą kotkę Betty. Betty była kotem wychodzącym, jak zresztą kilka innych kotów w tej - ponoć spokojnej - okolicy. I oczywiście Betty traktowała nasz ogródek, jak swój, bo była do tego przyzwyczajona od początku. Każdy spacer rozpoczynała i kończyła przemarszem wzdłuż budynku, tuż przy naszych oknach. Mruśka nie była nią zainteresowana, ale Kasia i Kropcia, które już zdążyły poczuć się właścicielkami ziemskimi

dostawały szału na widok Betty: wyły, kwiczały, skakały na szyby i tłukły sobą w okna, prawie je wybijając, a Betty, z drugiej strony okien, robiła to samo
Betty spędzała sporo czasu na zewnątrz, więc takie sytuacje powtarzały się co chwilę. Jedynym wyjściem było opuszczanie rolet - wtedy Betty odchodziła, a Kasia i Kropcia uspokajały się. Niestety Betty nie ograniczała się do samej demonstracji siły, lecz, w celu całkowitego pognębienia Kasi i Kropci, zaczęła obsikiwać nasze okna

Myślałam, że Kasia i Kropcia zwariują przez to

A ja musiałam kilka razy dziennie szorować dół okien
Dwa razy zdarzyło się, że Kasia wymsknęła się na zewnątrz i chciała dopaść Betty, żeby ją zamordować
Niestety, Betty była młodsza i większa i to Kasia wracała na tarczy

Po tych klęskach i upokorzeniach Kasia była totalnie zdołowana: siedziała całymi godzinami przygnębiona, a z oczu ciekły jej łzy
Żyłyśmy w ten sposób już kolejny miesiąc, gdy pod koniec kwietnia doszłam do wniosku, że dłużej tego wszystkiego nie wytrzymam: bo dodatkowo siedziałam już w domu, a pozew przeciwko mojemu pracodawcy czekał już w sądzie na swoją kolej.
Zabrałam się więc do pracy i zrobiłam zabezpieczenia u dołu ogrodzenia, dzięki którym moje dziewczyny mogły wreszcie wyjść do naprawdę swojego ogródka. Jednak późnym wieczorem tego dnia, kiedy zakończyłam prace, uparta Betty ostatni raz przedarła się przez zasieki

do nas. Było to tak: wybierałam się już do spania i wietrzyłam uchylonym oknem w kuchni, gdzie światło było zgaszone. Koty znajdowały się w kuchni, węsząc wiosenne powietrze, a ja w pokoju rozkładałam pościel na tapczanie. Nagle w kuchni rozległ się potworny łomot, huk i dziki, koci wrzask

Rzuciłam się do kuchni, jak błyskawica, ale było tak ciemno, że nic w ogródku nie było widać, tylko nadal było słychać dziki wrzask, który przemieszczał się w stronę furtki

Kropcia siedziala na stole, więc to Kasia walczyła z Betty, jak lwica

Zaczęłam wołać na Kasię ze swojego okna, a sąsiedzi wołali Betty ze swojego

Po chwili nastała kompletna cisza i do kuchni dumnym krokiem weszła bohaterska Kasia - wreszcie odniosła zwycięstwo nad wstrętną Betty
Kasia była tak zadowolona, że miała prawie uśmiechnięty pyszczek i na pierwszy rzut oka wyglądało, że nie poniosła żadnych strat

A obawiałam się tego, bo walka musiała być ostra, gdyż w pierwszej fazie walki wojowniczki oderwały płytkę z cokołu przy oknie kuchennym

Pomyślałam więc, że będzie można pójść wreszcie spać, gdy poczułam zapaszek kocich sików, unoszący się wokół walecznej Kasi

Obwąchałam Kasię i okazało się, że po prostu jest obsikana z wierzchu, na główce i karku - widocznie rzuciła się na Betty w momencie, gdy ta siknęła na nasze okno
Wyszorowałam ją więc gąbką, co zniosła także bohatersko i tak zakończył się ten wyjątkowy dzień
Niestety, ostateczne zakończenie historii z Betty jest smutne: 30 czerwca ubiegłego roku Betty wpadła pod samochód na naszej małej uliczce i zginęła na miejscu

Miała zaledwie 3 lata.
Tyle tylko, że sąsiedzi przestali patrzeć na mnie, jak na wariata z tego powodu, że "ogradzam"moje koty i nie wypuszczają już swoich kotów tak, jak robili to wcześniej.