o, tyle ludu nie śpi! ;-) Kocie nocne życie kwitnie?
No więc... na początku był chaos... a, nie to nie ta bajka. Na początku był <a href="http://www.top-it.pl/~atunia/MixKoci/Czarek1.jpg">Czarek</a> i Czika. Czarne bliźniaki, a raczej reszta z (chyba) pięcioraczków. Wzięte od rodziny, wtedy jeszcze miałam aparat zwykły, a nie wygodnego cyfraka, więc zdjęcia niestety w wersji papierowej czekają od lat na zeskanowanie... Niestety, koty zażyczyły sobie wychodzić, a my myśleliśmy, że okolica spokojna, koty żyją i łażą, niech i nasze mają tę wolność, do której tak się rwą. No i niestety, pewnego dnia Czarek nie wrócił. Ogłoszenia, szukanie, płacz - bez śladu. Została Czika i stanowcze postanowienie niewypuszczania kotów z domu. A potem znajoma dała sygnał, że jest do wzięcia koteczka malutka ze złamaną łapką. To nic, że koteczka okazała się wzrostu i wieku Cziki (ponad rok), znajoma ma dobermana i zachwiane pojęcie wielkości ;-).
Łatka, śliczna trikolorka, dołączyła do Cziki, łapka jej się wkrótce zrosła (prawdopodobnie ktoś ją kopnął, dobry człowiek ją opatrzył, ale nie mógł przygarnąć i przez znajomych znalazł nasz dom). Dziewczyny posyczały na siebie przez tydzień, a potem pojawił się Krecik, malutki, wypełzł z piwnicy gdzieś w Legnicy i też przez znajomych został umieszczony u nas. Trzy koty wydawały się ilością optymalną. Zostawały po nich resztki
jedzenia, które wystawiałam za drzwi (mieszkamy w domku jednorodzinnym).
No i zaczęła przychodzić Czarnuszka, czarna kotka, dzika. Przychodziły z nią podrośnięte dzieci, najpierw jakaś trójka, potem dwójka... potem już Czarnuszka sama, potem przyprowadziła znów małą trójkę kociaków. Te, karmione pod domem, były już mniej dzikie i dały do siebie bliżej podchodzić. Ale niezbyt blisko, przynajmniej wtedy. Następnie w domu pojawił się kot bezwłosy, Agatka, a gdy laziłam jeszcze taka ciężka, to miałam możliwość obserwowania z dala, że jedno z przychodzących kotów, nazywanych wtedy roboczo Świnkami (Świnki Trzy, łaciate, biało-czarne), to chyba kotka - zaczęła się ruja. Jak się pojawił kot Agatka, to przez jakiś czas miałam bardzo mało czasu, karmienie kotów na szczęście przejęła moja mama. Jak Agatka miała miesiąc, to załapałam paskudztwo o nazwie ropień piersi, leżałam z temperaturą 40 stopni i byłam niemrawa. Mąż pojechał odwieźć położną sprowadzoną w celu masażu cycka i zadzwonił, że niedaleko od domu już jest, pod koła wyszło mu kocie szczenie i może to przejechać, zostawić, żeby ktoś inny przejechał, albo zabrać. Pytanie oczywiście było retoryczne. Małe czarne wylądowało u lekweta, naszej kochanej pani Agatki, która wyciągnęła z niego tonę kleszczy, kazała smarować oko, trzymać w izolacji bo niestety - małe miało koci katar. Małe zostało umieszczone w kotłowni. Na drugi dzień z rana przyszła mama i powiedziała, że pod krzaczkiem Pyskatka (najszybciej rozpoznawana przez nas Świnka - darła się głośno, że chce jeść, no i ona okazała się tą dziewczynką, która dostała rui) zostawiła małego kociaka. Ech, ciężko... ale pięć kotów?
Zresztą skoro kocię ma matkę, to podjęliśmy decyzję - zostawiamy na dworze, ciepło jest (koniec czerwca to był). Cały dzień moja mama chodziła denerwując się, wokół domku szalał remont, małe leżało pod krzaczkiem, ja w łóżku... Dramatyzm narastał ;-). No i pod wieczór mama spękała, zgarnęła małe do kotłowni, podjęły z moją babcią decyzję, że one wezmą tego kota! No i zrobiło nam się pięć kotów domowych i cztery przydomowe, które zaczęliśmy coraz lepiej rozróżniać, Pyskatka, Piesek (ma zwyczaj chodzenia za człowiekiem po ogródku jak pies) i Trzecie (teraz już wiemy, że to Trzeci). Na drugi dzień zdeterminowana mama złapała Pyskatkę, która została poddana sterylizacji, Czarnuszka zaczęła dostawać proverę (nie daje się odłowić po dziś dzień, ale więcej dzieci nam nie przyprowadziła... na razie). Mała, córka Pyskatki, na szczęście w pełni zdrowa, miała służyć za "rehabilitantkę ruchową" dla małego czarnego, któremu niestety nie udało się uratować jednego oczka :(. Przynajmniej taką funkcję (rehabilitantki) wymyśliła moja mama, myśląca (o naiwności!), że kot bez jednego oka to kaleka. Wypuszczona na wolność Pyskatka przyprowadziła po jakimś czasie drugą swoją pochodną, podobną do siebie i do swojej siostry, też dziewczynkę, z kropką na ogonie - została Kropką.
Małe czarne, wedle oceny pani Agaty, rówieśnik naszej Agatki, zostało oczywiście Gagatkiem (ale pani Agata nazwała go roboczo Falkonetti, mama spolszczyła do Felek, więc kot ma trzy imiona). Mała podrzucona pochodna po Pyskatce została Piszczałką - pyskuje bardziej niż matka, piszczy z pretensjami, pytająco, piszczy trącając mokrym nosem w środku nocy, piszczy, że dać mleka, piszczy bo kocha piszczeć...
Sytuacja rozrodcza w miarę już opanowana, Czarnuszka nadal na proverze, Kropka wysterylizowana, panom krzywdy na razie nie będziemy robić, wychodzącym ponoć lepiej jak nie są modyfikowane... Chociaż jak raz nam Trzeci na parę miesięcy zniknął, to nie wierzyliśmy w jego powrót, jak zobaczyłam go znów, skóra i kości, to w myślach mu obiecałam wizytę u lekweta. Tylko że obaj panowie prędzej się dadzą rozdeptać, niż pogłaskać, a o podniesieniu to mowy nie ma, kot składa się z pazurów i zębów...
Skomplikowane, prawda? :)
A co kot, to oczywiście charakter...
Łatka spędza życie głównie w łóżku:
http://top-it.pl/~atunia/perlowe/Moj_maz_spi_z_inna.jpg
http://top-it.pl/~atunia/wrzesien/dsc00193.jpg
i jest śliczna:
http://top-it.pl/~atunia/4.jpg
Krecik właził mi kiedyś na głowę:
http://top-it.pl/~atunia/fotka.jpg
a mężowi mojemu nie tylko na głowę:
http://top-it.pl/~atunia/MixKoci/ustronnie.jpg
,ale teraz się roztył jakby:
http://top-it.pl/~atunia/06.jpg
i teraz już jak się wpycha na kolana, to bywa cięęężko... (6,5 kilokota).
Czika indywidualizuje się z tego tłumu:
http://top-it.pl/~atunia/09.jpg
(sypiając na górze kociego drzewka, walcząc o inne ustronne miejsca:
http://top-it.pl/~atunia/000385/34A.jpg).
Agatka chyba kocha Gagatka:
http://top-it.pl/~atunia/wrzesien/dsc00232.jpg
Gagatek zaś nie boi się niczego, można go wstawić do wody, zamknąć w
lodówce, przypiec na piekarniku... samobójca, trzeba z nim strasznie
uważać. I bije inne koty, nawet te, które nie oddają:
http://top-it.pl/~atunia/listopad/dsc00325.jpg
http://top-it.pl/~atunia/listopad/MOV00328.MPG
Piszczałka udaje świstaka:
http://top-it.pl/~atunia/listopad/dsc00311.jpg
i prezent:
http://www.top-it.pl/~atunia/styczen2004/dsc01302.jpg
Kropka jest podobna do Piszczałki:
http://top-it.pl/~atunia/pazdziernik/dsc00269.jpg (Kropka)
http://top-it.pl/~atunia/pazdziernik/dsc00265.jpg (Piszczałka)
i obie są podobne do matki:
http://top-it.pl/~atunia/pazdziernik/dsc00270.jpg
(to ta z prawej, z lewej Trzeci).
Życie ma na ogół kolory czarne i białe ;-). Tylko Łatka wprowadza miły dla
oka zestaw kolorów.
A Agatka na razie koty na przemian szarpie (a one podchodzą i się podstawiają!) lub kocha i tuli... Ale już widać, że zwierzątka lubi, piszczy radośnie na widok czworołapych, chodzi z nianią kury dokarmiać... Jeszcze tylko ją muszę nauczyć delikatności, ale tu liczę bardzo na koty, dobry pazur działa wychowawczo :-)
Pozdrawiam tych, którzy dobrnęli do końca mojej autoprezentacji :-))))
Atunia