zaczynam się powoli zastanawiać, czy nie jestem beznadziejną kocią mamą, ja wiem, że jak jest duzo kotów, to choroby itp. się mnożą przez swoją wielokrotność, ale mam wrażenie, że ciągle coś się dzieje, a to zatrucie, gorączka, a to chore drogi oddechowe, zastrzyki na to, tamto, sramto, sikanie po kątach, spuchnięte szwy, paskudne wychodzenie z narkozy, teraz mozliwy kawałek sznurka, może to ja za mało o nie dbam, za mało pilnuję, nie eliminuję niebezpieczeństw czy coś
