Szczypiorki dzisiaj wyjątkowo postanowiły obudzić mnie przed siódmą. Milusia położyła się obok mojej twarzy na poduszce z motorkami mogącymi obudzić umarłego - nie dałam się. Zosia osiągnęła cel: weszła mi na plecy i spacerowała wzdłuż kręgosłupa.
Wstałam, bo i tak siku mi się chciało. W dużym pokoju zobaczyłam przewrócony wazon, z którego woda wylała się na podłogę i podeszła pod dywan. Róża z tego wazonu obgryziona




Wody nie wytarłam. Poszłam znowu do łóżka. Udało mi się jeszcze pół godzinki wyszarpnąć. W tym czasie śniło mi się, że próbowałam wyadoptować Milusię

Ale we śnie do adopcji nie doszło

Dzisiaj w Łodzi piękne słoneczko. W planach mamy sprzątanie, potem zakupy, a potem przytulanie. Z książką.
Przede mną trudny tydzień. W poniedziałek i w środę do Warszawy. Przy czym w poniedziałek wrócę pewnie koło północy.
Ale już bliski jest dzień, kiedy Warszawa stanie się zupełnie samodzielna.
Ech, to dla mnie trudny i bardzo przełomowy rok. Albo zrobię ogromny krok do przodu, albo polegnę całkiem i nieodwracalnie. Rzecz jasna, kciuki mile widziane

Tymczasem bardzo gorąco zachęcam do głosowania w Krakvecie. Na razie triumfuje nielojalność, głęboka pogarda dla demokracji.