TOM:
Ciutkę większy, komunikatywniejszy, bardziej łobuzerski z kićków. Klasyczny szaro-bury. Od początku faworyt męża i córki. Umie rozmawiać z człowiekiem, układać się na szyi i lizać po rękach.
Po przyniesieniu do domu natychmiast "opluł" Pumę i to nie jeden raz. Postanowił, że z takim brzydactwem zadawać się nie będzie. Dzielnie próbuje "nie bać się" Karoliny!

JERRY:
Śliczny, czarny z białymi dodatkami kiciek. Mój i (w tej chwili) Pumy faworyt. Niestety uroda nie idzie w parze z "inteligencją". Generalnie człowieka ma gdzieć. Po pół godzinie głaskania (łaskawie daje się głasiać) - zeskakuje z łózka i idzie do Pumy. Dopiero wtedy zaczyna mruczeć, aż słychać w całym domu. To jest "kot Pumy". Niestety - w ostatnich dniach jest ciutkę izolowany od psa, ponieważ coś mu się ubzdurało i zaczął Pumę ssać. Zdecydowanie woli spać z psem, niż z nami, pieścić się z psem, lizać psa, jeść z psem....itd. Nawet pierwszy (

PUMA:
Pierwsze trzy dni były koszmarem. Puma uznała, że z nieznanych powodów znieważyłam ją okrutnie! W JEJ domu takie plugastwo! Wyraźnie pokazywała całą sobą, że chwila nieuwagi.....
Nawet nie policzę, ile godzin w pierwszym tygodniu spędziłam na podłodze ze zwierzętami głaszcząć, gadając, zapewniając o mojej miłości i Pumy wyjątkowości, pilnując i początkowo pozwalając tylko na wąchnięcie. Po trzech dniach Puma została "puszczona między koty", ale ja wciąż tkwiłam z nimi na podłodze. Po tygodniu (pi razy oko) uznałam, że jest OK. Martwił mnie tylko straszny wyrzut i "ból" w oczach psa, kiedy sraluchy wiecznie zajmowały jej koszyk, a ona delikatnie próbowała się "wcisnąć" między nie! Rozwiązanie - wyjmowałam sraluchy, Puma się kładła i dopiero je dawałam. Po czym przykrywałam z głowami całą trójkę.

KAROLINA:
Bardzo maleńki królik.....i bardzo odważny. "Przełamywanie" trwało ok. 2 tygodni. Początkowo Karolina wlała jednemu, potem drugiemu. Rzucała się z pazurami i warkotem, kiedy próbowały bawić się w jej sianku. W tej chwili nie ma problemu "kotów w klatce" - mała łaskawie na to pozwala, jakkolwiek potrafi je jeszcze "zburczeć". Dalej jest bardzo zazdrosna i z tego powodu czasami brakuje mi trzeciej ręki do głasiania "drobiazgu".
BŁAŻEJ:
Niekwestionowany władca posesji. Bardzo agresywny do obcych zwierząt (i ludzi). Ponieważ jest prawdziwym gigantem - 8-miesięczny (na zimę) ważył 6,20, w tej chwili waży pewnie ok. 7-7,5 kg - kontakty są pod nadzorem. Podejrzewam, że na wiosnę ktoś komuś spuści manto! I podejrzewam, że to Błażej będzie dalej rządził.
OLGA:
Dziecko, jak dziecko. W końcu ma zwierzaki do noszenia na rękach.
MĄŻ:
Hmmmmm.......pewnie "skapitulował" w momencie jak kićki zaczęły go witać, wspinając mu się po spodniach w górę, kiedy wracał z pracy. Stwierdził: "Wiedzą, komu w tym domu TRZEBA się podlizywać".
Wymiękłam, kiedy powiedział: "Jeśli mają zostać, będą się nazywały Wsiok i Ćwok". Powiedziałam: "Dobrze, kochanie". Hiii hiiiiiiii ........ nie nazywają się tak.
JA:
Zwierzak jest zwierzak. Nie robię podziału pies-lepszy/kot-gorszy. Chociaż w moim sercu zawsze na pierwszym miejscu jest pies.
Doszłam do wniosku, że los mnie i Pumie dał "pokutę": Pumie za zagryzienie, mnie za to, że nie zdołałam tamtych kotów uratować.
Szkoda mi tylko jednej rzeczy - na wiosnę planowałam następnego psa.......i tego psa nie będzie (na razie). Cóż - w zamian za psa są Tom i Jerry!
..........
Sorka, że się tak rozpisałam.