Taki dzisiaj blogi spokoj w domu, koty grzeczne jak aniolki, Bazyli ani razu nawet nie probowal Milki zaczepic i jakos mnie na refleksje dzisiaj naszlo. Patrze sobie na te moje futerka dzisiaj zgodnie okupujace okno w sypialni i wsluchane w swiergot ptakow i mysle ze mialam kupe szczescia ze to wlasnie one do mnie trafily. No bo jak na to nie spojrzec nie potwierdzily moich wszelkich obaw poczatkujacego kociarza, sa zdecydowanie naziemne, respektuja pewne zakazy ktorych tak naprawde jest niewiele, nic nie stlukly , nie zniszczyly, kuwetkuja pieknie no i chyba mnie polubily bo ja je nawet wiecej niz lubie. Daja mi tyle codziennej radosci, sa wyrozumiale dla moich potkniec i cierpliwie mnie ucza kociego swiata.
Ci co czytaja nas od poczatku pamietaja ze Milka wracala dwa razy z adopcji jako zbyt niesmiala kotka i tak sobie juz rok siedziala w schronisku. Jane ze schroniska kilka razy mnie pytala czy napewno chce miec drugiego introwertycznego, niemiziastego kota. Mysle ze mowiac mi o Milce nie wierzyla ze ja adoptuje i ze zostanie, bo zbyt niesmiala, nienakolankowa, piekna tez jakby inaczej (nie dlugowlosa, nie dymna czy niebieska albo ruda itp itd). Ja tez nie wiedzialam czy ja chce bo serce wyrywalo sie do jakiegos przytulasnego miziaka i np czarnego. Powiedzialam ze pojade i ja zobacze a potem zdecyduje i jak zobaczylam te skulona kupke futra z wielkimi zielonymi oczami ktora tylko patrzyla jak zwiac z rak Jane to juz wiedzialam ze jak jej nie dam domu to pewnie jeszcze dlugo bedzie go szukac odbywajac wedrowki po nieodpowiedzialnych domkach. Pamietam ze jak sie zdecydowalam w koncu na drugiego kota i zadzwonilam do Jane pierwsze co mi powiedziala ze akurat o mnie myslala w tym dniu bo ma taka maloadopcyjna koteczke ale czuje ze jest to kochany kotek tylko potrzebuje cierpliwego domku, a skoro tchorzliwy i niemiziasty introwertyk Bazyli go znalazl to moze i z nia sie uda. Ale oni wszyscy byli w bledzie te koty sa zupelnie inne nie tylko z wygladu ale przede wszystkim z charakteru. Po zachowaniu kazdego wlasciwie widac ich historie zycia.
Bazyli
byl zle traktowany przez poprzednich wlascicieli lacznie z biciem i zostal interwencyjnie zabrany do schroniska. W schronisku wlasciwie nie bylo z nim kontaktu, siedzial i patrzyl gdzies przed siebie nie reagujac na zadne proby kontaktu czy zabawy. Byl zupenie nieobecny swoja kocia dusza. Bazyli jest nadal wielkim tchorzem i bardzo boi sie ludzi a szczegolnie mezczyzn. Jak byl u nas weterynarz to w sekundzie wygladalam jak jedna wielka kupka futra bo on jak jest w stresie zrzuca futro garsciami i drzy, zreszta ledwo go wtedy wydlubalam z jego kryjowki. W stresie nie uzywa pazurkow ani zebow a jedyne co robi to panicznie probuje uciec. Ktokolwiek by nie przyszedl kot znika i pojawia sie dopiero po wyjsciu goscia. Wciaz boi sie kabla czy kija w reku, a kiedys bal sie jeszcze ludzkiej reki teraz juz nie. I polubil juz wszelkie glaski, drapanka i mietolenia tylko brzuszek jest i pewnie bedzie niedotykalski. No i oczywiscie mamy swoje rytualy ktorych to wlasnie on bardzo pilnuje, ja przy biurku a Bazyli na biurku i koniecznie na mojej rece, ja w wannie on pod wanna lub zagladajacy do mnie i kibicujacy mi w namydlaniu. Pierwszy pod drzwiami z barankami jak wracam z pracy. A traktorek to ma wtedy taki ze sciany sie trzesa. No i rano jak juz oczy otworze to lazi po mnie i migdali sie na maxa. Kolanka i branie na rece nadal sa be i tego nie zamierzam zmieniac moze sam kiedys przyjdzie. Bazyli jest pelnym milosci kotem i niesamowicie przywiazanym juz do mnie zazdrosnikiem. A przez to wrazliwcem obrazajacym sie jak tylko jego zdaniem za malo mu poswiecam uwagi. Na szczescie nie obraza sie na dlugo.
Mila
jest odwazna, pewna siebie, ma duza cierpliwosc i dystans do ludzi ale sie ich nie boi. Gdy ktos przychodzi siedzi z nami w tym samym pokoju i obserwuje z odleglosci. Nie ma w sobie agresji nawet jak chce pokazac ze czegos nie chce to robi to bez pazurkow a i podgryzanie np reki jest bardzo lekkie. Nie boi sie nawet odkurzacza nie podejdzie ale siedzi, nie ucieka i obserwuje. Ma w sobie jakas taka duza madrosc idealnie reagujac na rozne sytuacje to taki rodzaj madrosci jaka maja ludzie ulicy ten rodzaj wiedzy ktory pozwala przetrwac.Ona byla znaleziona na ulicy wyglada ze zyla gdzies w miescie miedzy ludzmi ale domku takiego prawdziwego to chyba nie miala, bo mam wrazenie ze ona zupelnie nie wiedziala co to glaskanie, nie boi sie ale jak podchodzilam to odchodzila gdzies dalej. Jak probowalam dotknac to sie uchylala i znowu odchodzila. A jak w koncu pierwszy raz udalo ja sie poglaskac i posmerac pod brodka to troche spieta ale tez bardzo zdziwiona z wielkimi jak spodki oczami siedziala przez chwile bo potem jakies stare doswiadczenia kazaly jej odejsc. I tak od dwoch miesiecy pracujemy nad obopolnym zaufaniem a jakie sa wyniki same zobaczycie ponizej. Raz jest krocej raz dluzej ale juz chyba to lubi bo czasami udaje sie z minutke ja pomiziac. No i reaguje na imie i na „chodz”. W nocy przychodzi do mnie do lozka na poczatku wisiala gdzies na samym brzezku w nogach teraz to juz lezy na wysokosci pasa a wczoraj to sie pieknie wyciagnela na boczku opierajac sie o mnie. Jak zasypiam to jeszcze jest a jak sie budze to juz jej nie ma. Milka szybko sie uczy ona wlasciwie caly czas obserwuje i teraz tak jak Bazyli czeka juz pod drzwiami i tez obchodzi mnie dookola ocierajac sie. Traktorek Milki jest tak cichutki ze wlasciwie tylko wieczorem jak juz jest cicho to go slysze, miaukoli tez cichutko. No i juz jej nie musze tak bardzo ganiac zeby poglaskac, a najwazniejsze ze wreszcie spi w mojej obecnosci nawet jak sie krece po domu, na poczatku caly czas miala otwarte oczy ktore sledzily kazdy moj ruch. Mila sie nie obraza i szuka mojego towarzystwa, zawsze gdzies lezy sobie w poblizu od czasu do czasu lubi tez pogadac.
Jak jest najedzona lub rozespana to nawet troche udaje sie ja poglaskac
http://www.youtube.com/watch?v=g4uYzerGe8Q
Ale czesciej wciaz nie umie sobie z tym poradzic i wtedy daje jej spokoj
http://www.youtube.com/watch?v=MfOlSnd0RjA
Zawsze sobie obiecywalam ze juz nastepny zwierzak to bedzie juz ten wybrany a nie przypadkowy i nigdy mi sie to nie udalo, bo albo cos sie samo przyplatalo albo ktos zadzwonil ze gdzies juz jakis na mnie czeka. Chociaz tyle ze moja slabosc do rudzielcow zostala zaspokojona a moze kiedys jakis czarny tez sie zdecyduje stanac na mojej drodze.
Duzo tych szczegolnie psich futerek przewinelo sie przez moj zyciorys i kazde wspaniale. Zatesknilam do poogladania zdjec ale wszystkie zostawilam w Polsce do pozniejszego przywiezienia wiec tylko to jedno znalazlam
Tosca vel Tosia
rottweilerka jedyna wychowana od szczeniaka, ktora hodowca chcial wlasnie w takim wieku oddac na wies na lancuch bo nie dosc doskonala byla. Zabralam i okazalo sie ze dostalam najwspanialszego psa pod sloncem absolutne zaprzeczenie krazacych o tej rasie opinii, zrownowazonego, spokojnego kochajacego kazda istote, kiedys na spacerze znalazla malego golabka ktory chyba musial wypasc z gniazda i przyniosla mi go w pysku, nie byl nawet drasniety tak delikatnie go trzymala z pomoca weta i oczywiscie Tosi dla ktorej byl oczkiem w glowie wychowalismy go na dorodnego faceta ktory mieszkal potem w naszym ogrodku. Czuwala przy mojej mamie ktora byla juz wtedy bardzo chora i przyprowadzala tate albo mnie zawsze jak uwazala ze mama czegos potrzebuje. Zabral mi ja rak po prawie 13 wspolnych latach pol roku przed wyjazdem do Kanady a juz wszystko bylo zorganizowane zeby mogla pojechac ze mna.
Wczesniej byly jeszcze indywidualista rudy Misio ukradl mi go sasiad i wywiozl na druga storne Warszawy do swoich wnukow a on po dwoch miesiacach wrocil brudny, pokaleczony z obtartymi do krwi lapkami , psia dzika dzicz z budowy Dingo vel Pingolec ten to mi dal popalic zanim sie do mnie przekonal, Gucio ze zle zrosnieta lapka po zlamaniu, najbrzydszy z psow jakie widzialam czyli Maggie bezdomna ulicznica ktora urodzila mi w okienku piwnicznym cztery niestety podobne do mamy puchate kulki wszystkie mimo ze piekne inaczej znalazly domki, Cacus cudaczny ratlerek z wielkimi uszami ktorego wyrzucono z samochodu w zime prawie mi pod nogi.
A tu was zaskocze zupelnie zapomnialam ze prawie 15 lat temu ja juz mialam kota choc to za duzo powiedziane. Mieszkanie w ktorym kiedys mieszkalam (parter) mialo pomieszczenie gospodarcze taki maly pokoik z okienkiem pospolita graciarnie i kiedys wracajac w pracy zauwazylam na parapecie kotke.
Jak weszlam do domu to juz jej nie bylo, ale zaczelam zostawiac jej otwarte okienko, jedzenie i uchylone drzwi do mieszkania. Po pewnym czasie duch sie zmaterlializowal ale w podwojnej osobie i to na mojej kanapie.
Nigdy nie dala sie dotknac ani podejsc za blisko, przychodzila tylko na jedzenie i spanko a potem znikala gdzies w ciemnosciach nocy az kiedys juz nie wrocila.
Ale mi sie na wspominki zebralo a to chyba dlatego ze taka dzisiaj piekna wiosenna pogoda za oknem i jakas dobra wrozka sprawila ze futerka znow sie pokochaly, no jakby cud sie zdazyl dzisiaj jest tak spokojnie jak bylo dawniej.
