Już po strasznym akcie przemocy.
Dziecko wcale nie było zadowolone. Powiem nawet, że było BARDZO niezadowolone.
Akurat do syna przyszli koledzy i rozmawiał z nimi przy drzwiach (jak kiedyś już pisałam drzwi wejściowe dzieli od mieszkania taki przedsionek).
Gdy skończyłam torturować dziecko w łazience i poszłam z biedulką owiniętą w recznik do pokoju, przyszedł syn i mówi: "mama, oni aż się bladzi zrobili, zanim się spytali "co tam się dzieje???" On, że nic, "tylko mama kąpie kota"

chyba będa się mnie bali.
Dziecko strrrasznie rozpaczało i wyrywało się. Przezornie założyłam mu szelki ze smyczą, całe szczęście. Miałam latającego w powietrzu nad wanną kota na uwięzi.
Pózniej sie godziliśmy ze słoneczkiem. Podsuwałam mu ciasteczka gimpeta, on lekko naburmuszony ale brał. Leżał grzecznie przed termowenylatorem i mył się cały czas.
Mokry wyglądał jak umięśniony syjam z dużą głową

Cała jego puchatośc to pozory
Rany odniosłam. Przez swetr mnie ugryzł mocno i drapnął, boli.
Zrobiłam mu fotki po kąpieli (o ile uda mi sie je tutaj wstawić)
Zaraz wstawię fotki, bo były za duże.