» Czw mar 12, 2009 17:50
Pojechałyśmy z fufu. Byłyśmy na miejscu o 11.30. Pierwszy Pan, który do nas podszedł do bramy poszedł do domu Pani Wahl i zniknął. Pan Józef pokazał nam gdzie podjechac. Przyszła Pani Marzena i od razu powiedziała, że nas nie wpuści bo ma zakaz od pani Wahl. Powiedziałam, ze musimy zrobić testy, bo o d tego zalezy które koty bierzemy. Pani Marzena nie zgodziła się, bo nie chciała mieć nieprzyjeności. Nie zdecydowała się też na naszą propozycję robienia testów w samochodzie. Dzień wcześniej miała awanturę z panią Bożeną i widac było, że nie może jej się przeciwstawić nawet w takiej sytuacji. Pani Marzena powiedziała, że u niej sa same koty stare i dzikie, a te u pani Wahl wszystkie mają białaczkę.Miałyśmy wydrukowane zdjęcia. Pokazałam pani Marzenie biało czarnego koteczka dl aIwci. Dałyśmy transporter - został nam przyniesiony. Iwona chciała tego kotka bez względu na wyniki testów. Po naradzie z fufu, stwierdziłyśmy, że bierzemy jakiekolwiek koty. Poprosiłyśmy o drugiego kota dla Iwony - tego buraska podobnego do Mru. Pani Marzena powiedziała, ze on jest w domu pani Bożeny. Wzięła transporter i poszła po niego. Udało się go zabrać, bez wiedzy pani Wahl z pomoca pani Ireny opiekującej się kotami w domu pani Wahl. Próbowałyśmy znów prosic o wejście do srodka chociaz na chwilę, ale nie uzyskałyśmy zgody. Pokazałyśmy fotkę kotki dla Jany. Pani Marzena powiedziała, że to kotka po wypadku i ze moze nam ją dać w transporterze - wziełyśmy. Potem w ten sam sposób dostałyśmy kotka, którym interesowała się nika28. Został nam jeden wolny duży transporter. Poprosiłyśmy o 3 koty do niego. Pani Marzena powiedziała, ze już nie ma kotów które się dadzą wziąśc na ręce, a te od pani Wahl mają wszystkie białaczkę. Powiedziałyśmy, ze weźmiemy z białaczką. Pani Marzena poszła z transporterm do domu pani Wahl. Wróciła po pół godzinie z pustym transporterem, bo ani Irena się popłakała i powiedziała, ze ona kotów nie odda, bo się z nimi bardzo związała. Pani Marzena ją próbowała namawiac, ale się nie udało.
Ponieważ kolezanka szukała małego psa samca, obojętnie w jakim wieku, to poprosiłyśmy, zeby do tego ostatniego duzego transportera pani MArzena dała nam takiego psiaka, ale powiedziała nam, ze nie ma takiego psa. Ostatecznie udało się zabrac przez płot dwa szczeniaki.
O stanie kotów napisze za chwilę - razem ze zdjęciami z lecznicy. Wszytskie mają testy ujemne!
Od momentu pojawienia się na forum postu mokkuni napisanego czerwonymi literami byłyśmy pod schroniskiem ponad 45 minut. Wyłączyłam telefon w momencie, kiedy miałam już zajęte wszystkie transportery. Słyszałam jak pani Marzena rozmawia z kimś przez telefon w sprawie wpuszczenia nas tam (jakies 30 minut przed naszym odjazdem). Nawet już siedząc w samochodzie prosiłam o pozwolenie na wejście, zeby jako weterynarz obejrzeć koty, ale się nie udało.
Nie mam żadnych pretensji do pani Marzeny, ona i tak była dla nas bardzo życzliwa. Zostawiłam jej torbę z kosmetykami, kawą, herbatą i słodyczami. Jedzenie dla kotów jednak zabrałam ze sobą. Chciałam już użyć szantażu, ze dam całą zawartość bagażnika karmy za możliwość wejścia na 5 minut, ale pani Marzena powiedziała, ze koty mają co jeść.
Wróciłam ogólnie zła, że tak to dupowato wyszło. Teraz jeszcze zła jestem na siebie, ze za szybko wyłączyłam telefon. Rozmawiałam już z Anna 33 i postaram się wspólnie z dziewczynami być w niedzielę w schronisku.
Zaraz wrzucę post o wyciągniętych kotach i szczeniakach.
Pani Marzenie najbardziej potrzeba leków dla zwierząt. To największa i najpilniejsza potrzeba. O innych nie wspominała, mimo, ze sie dopytywałyśmy.
Pytałyśmy też czy sa kocięta, bo byłyśmy skłonne zabrac ich dużo. Pani Marzena powiedziała, ze u niej kocięta się nie rodzą, bo kocury sa pokastrowane, jednak ten, którego mamy od niej ma jajeczka.
Nie wiem czy ujęłam wszytsko co się działo, pewnie nie. Pytajcie, jak dam radę to odpowiem.