W sobote umowilismy się z Gemem w lecznicy, zeby przewieżć koteczki po sterylkach do dt. Chodziło o czarna i niebieska.
Biegłam z autobusu do lecznicy i po drodze spotkalam kicie. Burą trzykolorową szylkretkę. Niunia młodziutka ok 6 mies palętała sie w okolocach smietnika. Szybko wygrzebałam z torby jedzonko i nakarmiłam biedaczke. Zaraz potem pognałam do lecznicy.
Przed chwila wrocilismy z tej samej lecznicy, bo zawozilismy koteczke do sterylki. Koteczka miała juz zabieg a my [oszliśmy zobaczyc czy ta kiciunia, ktora spotkałam w sobote bedzie gdzies tam. Nie bardzo mołam sobie przypomniec w ktorym to było miejscu i tak łazilismy miedzy blokami i nagle koteczka pokazala się koło smietnika.
Przytulała się do opony od samochodu stojacego na parkingu. Podeszłam zakiciałam wyjęlam jedzenie i niestety bezczelnie złapałam kicie. Gem biegiem po transporter do samochodu a ja sobie stałam na ulicy z kotem zawiniętym w kurtke i drącym się na cały głos
Luzie sie gapili ja sobie stałam i smierdziałam bo kicia wypuściła ze stresu na nie gruczoły
kicia juz u mnie, pokrzyczała troche ale szybciutko sie uspokoiła. Jest sliczna burska z białym krawacikiem i łapkami. Na całym ciele jest maźnięta rudymi coapkami i ma rudy ogonek.
Postaram sie jak najszybciej pokazać Wam to cudo
