Początki były trudne, przez pierwsze dni miałam problemy z laktacją, dopadł mnie też Baby Blues w postaci panicznego lęku o Piotrusia (wręcz wynajdywałam mu choroby i problemy

), ale teraz wszystko jest już dobrze. Sam Piotruś jest niemowlęciem prawie idealnym, nie miewa kolek, nie krzyczy (nawet w kąpieli!), za to pięknie je i rośnie. No i już zaczął nam sprzedawać pierwsze świadome, bezzębne uśmiechy

.
Koty na początku przeżyły szok, bały się do maluszka podejść, obwąchiwały go z odległości

. Były za to bardzo zainteresowane wszystkimi niemowlęcymi akcesoriami, które nagle pojawiły się w naszej sypialni

. Nadal pozwalamy Bigosowi i Gulaszkowi spać na naszym łóżku, ale tylko w dzień. Na noc jednak zamykamy sypialnię, żeby bawiące się koty nie budziły nas ani dziecka. Teraz szok już minął, myślę, że koty przywykły do obecności Piotrusia. Bigos jest oczywiście trochę zazdrosny

, co objawia się przychodzeniem do mnie na mizianki akurat wtedy, kiedy karmię

. Wyglądam chyba dość komicznie, jedną ręką obejmując ssącego pierś Piotrusia (karmię leżąc na boku), a drugą głaszcząc ugniatającego mnie i mruczącego Bigosa

. Nie zaobserwowałam śladu agresji ze strony kotów w stosunku do dziecka, ani prób przygniatania czy przegryzania grdyki

. Zaobserwowałam natomiast pewien dystans i lekką obawę, bo koty chyba dobrze rozumieją, że "mama ma młode" i reagują czasem czujnym zerwaniem się na jakiś mój co bardziej gwałtowny ruch - jak wiadomo, kocie mamy bywają nerwowe i czasem odganiają starszy przychówek od kocich noworodków, więc tego samego Bigos z Gulaszem spodziewają się po mnie

.