Ancymon pojawił się w zeszłym tygodniu u mnie w pracy, tam, gdzie karmione są koty, którymi się opiekujemy. Ochroniarz, który zna wszystkie futra lokalne mówi, że wcześniej nigdy go nie widział; na szczęście od razu przyszedł do mnie z prośbą o pomoc, bo kić fatalnie oddychał a inne koty odganiały go od jedzenia. No i dziś został złapany (czyli po prostu wzięty na ręce) i zawiozłam go do lecznicy na Kosiarzy (Ola, jesteś aniołem wcielonym
), gdzie w tej chwili jest. Pozwolił zrobić przy sobie wszystko, ani razu nie miauknął, nie pisnął, pazurków nie wystawił ani nie próbował gryźć. Nie wyrywał się i nie uciekał, demonstrował tylko niezadowolenie swoje, ale bardzo delikatnie. Może to osłabienie chorobą, ale mam nadzieję, że po prostu taki z niego dobry dzieciak Ancymonek jest - mimo choroby i wyniszczenia - przepiękny. Waży 1,5 kilo, ale razem z futrem sprawia wrażenie dużo większego. Bo Ancymonek jest puchatkiem
Jutro po pracy jadę go odwiedzić - postaram się zrobić mu porządne fotki. Na razie tylko jedna - średniej jakości
Ancymonek na razie wymaga przeleczenia w szpitaliku, ale już dziś prosi o domek - choćby tymczasowy. Nie ukrywam, że domek stały byłby dla niego cudem

Staram się pisać poprawnie po polsku
