
Z pracą to naprawdę fatalny jest okres, już o niejednej osobie z forum czytałam, że straciła pracę, mój brat też od paru już miesięcy szuka i bez skutku...
Ja mam rozmowę w środę w Muzeum Narodowym, zobaczymy, bo tam kryteria są bardzo mgliste. Paniom może się np nie spodobać moja fryzura i koniec. Jakby mnie tam przyjęli, to by mnie ratowało, choć to tylko pół etatu i pensja żenująca po prostu, ale na rachunki by chociaż było... Resztę będę musiała dorabiać...
Wczoraj tak byłam zdołowana, że przyszłam do domu po pracy i od razu walnęłam się do wyra... Rudzik przyszedł, Rysio przyszedł... i tak sobie leżałam do rana. Dziś też nie mam na nic ochoty. Wczoraj miałam się spotkać z przyjaciółką po pracy, napisałam do niej kontrolnie smsa, czy nic sie nie zmieniło - a ona zapomniała i byla w Poznaniu. To mnie jeszcze dodatkowo dobiło. Przynajmniej na koty można liczyć
