
Podobno atakował - po kolejnym zdjęciu z blatu i jeszcze w kilku sytuacjach - szczegółów nie znam, to Wiedźma go przejmowała spowrotem, ale z tego co mówi miała baaardzo mieszane uczucia. A Maniek był w takim stresie, że od wczoraj nie sikał nie jadł i nie pił. Jak dopadł kuwety w klatce to siiiikał i sikał, a potem wychłeptał pół miski wody. Potraktował powrót na zasadzie "tu mieszkam przecież, gdzie mnie ciągali"
Jak dla mnie ten stres tłumaczy wiele, każdy znający choć minimalnie kocią psychikę, dałby mu spokuj chociaż przez dobę.
Mamy nauczkę - domek nie był w 100% sprawdzony... podobno każdy musi odrobić tę pierwszą nieudaną adopcję, ale czuję się z tym paskudnie.