Dobrze, że kocur ma się lepiej. Ale muszę jedną rzecz napisać: jeśli będziecie prosić Ewę o pomoc medyczną dla jakiegokolwiek kota, to ona będzie ją załatwiać na Igańskiej (bo tylko tam ma jakieś układy i koty leczone są na koszt miasta). Tylko co to za leczenie... Przypominam historię Wieszaka (vide wątek o zagłodzonym kocurze), który przy podejrzeniu zatkania miał zrobioną TYLKO biochemię (wyszły problemy z nerkami i wątrobą), dostał steryd, słaby antybiotyk i witaminy - i nic więcej, nawet zalecenia diety...
Czarnego kocura jak widać potraktowano podobnie...
W wypadku tej akurat lecznicy leczenie na koszt miasta to fikcja (za to o ile wiem sterylki robią OK).
Jeśli chce temu kotu pomóc - trzeba niestety pozbierać na niego kasę i przenieść się z leczeniem gdzieś, gdzie go zdiagnozują i wyleczą. Nie liczcie na Ewę i Igańską.
Kciuki.