W szpitaliku są dwie buro-białe kotunie, nr 122 i 124, w zeszycie jest adnotacja, że z "fabryki i że nr 124 jest w ciąży". Znalezione na terenach jakiegoś zakładu. Miłe, ujmujące, chociaż przestraszone. Ta nr 122 ma uszkodzone rogówki - w prawym oczku troszkę, w lewym bardziej. Asia Sis ma fotki, pewnie wstawi w wolnej chwili.
Poza tym kicio nr 86 (o ile dobrze pamiętam) - nazwałam go
Skipi
Brudny jak nieszczęście, lepi się facet z brudu, na głowie ma łupież ? świerzb ? Dziewczyny mają mu pobrać zeskrobiny do badania , zobaczymy co to. Trafił kilka dni temu zagilały, Krzysiek mówił, że ropa lała mu się z oczu, teraz już prezentuje się nieźle. Na szczęście leki, dobre jedzonko (a spust to on ma

) i ciepełko zrobiły swoje. Skipuś jest kochany, bardzo komunikatywny, wystarczy się do niego odezwać, a gada, łasi się, nie spuszcza z człowieka wzroku. na opis jeszcze za wcześnie, niech się podkuruje i zacznie wygladać jak człowiek to się go pokaże światu. W następny weekend Krzysio go upierze.
Siedzi w klatce w szpitaliku.
A to moje dwa wielkie wyrzuty sumienia
Pseudodziczki

czyli Denis:
Czy dziki kot ma takie oczy, czy tak patrzy ... ?
To mądry, wrażliwy, wspaniały kot. Gdzie znaleźć dom, który da mu szansę ? Który sprawi, że znów zaufa ?
Dzisiaj odwiedziła kociarnię pani Gabriela, która adoptowała kilka miesięcy temu przerażoną kupkę nieszczęscia - Browniego. Browni jest teraz domowym pieszczochem i przytulanką, ładującą się domownikom na kolana, bezpieczny i ufny w swoim domu. Gdyby został w schronisku pewnie podzieliłby los Denisa albo Jędrka:
Jędruś przynajmniej nie jest taki smutny jak Denis, radzi sobie jakoś. Denis jest najsmutniejszym kotem w kociarni ...
Ludzie biorą koty do leczenia, bez łapy, niewidome, starsze - pod warunkiem, że są ufne i przyjacielskie. Kot, którego nie można dotknąć nie ma większych szans.
Cały czas się łudzę, że przyjdzie ktoś, kto zaryzykuje adopcję któregoś z nich.
Dzisiaj Krzysio ucieszył mnie dobrą wiadomością - bardzo wystraszony ok. ośmiomieseczny burasek, którego wyciągnęliśmy dwa tygodnie temu spod łóżka w jedynce i wsadziliśmy do klatki na kociarni w celu lansowania i podtykania ew, chętnym pod oczy poszedł w tygodniu do domu, Krzyiek był przy tym. Ludzi nie zniechęciło to, że jest nieśmiały,
zresztą ponoć zrobił się mniej wypłoszkowaty. Mam nadzieję, że szybko się zaaklimatyzował w swoim domu
Jutro rano Jańcia jedzie i zwalnia klatkę. Jak tylko pojedzie, Krzysio ma zadanie przełożyć do klatki na jej miejsce czarnulkę nr 108 (Ania Mokkunia o niej napisała). Jest naprawdę urocza i może szybko wpadnie komuś w oczy.
Amigo, wędrujący swobodnie oszczał (sorry, nie mogę napisać, że osikał, to zabrzmiałoby zbyt delikatnie) śmierdzącym moczyskiem kociarnię

Spowijał nas zatem niepowtarzalny zapach kocich siuśków

Jak mocny był to aromat świadczy fakt, że moje bydlęta już w pierwszych pięciu minutach po moim powrocie do domu hektolitrem moczu osikały moją torbę "schronową" (która pewnie wchłonęła nieco intensywnego zapaszku Amigowego moczu z powietrza). Chciałam im nogi z tyłków powyrywać, ale na mój ryk (aparat fotograficzny w środku

) wszystkie umknęły z zasięgu wzroku. Nigdy im się nie zdażyło osikanie moich tobołów schronowych, chociaż zawsze namiętnie je obwąchują. Dobrze, że mnie nie obsikały w ramach tłumienia obcych zapachów
Amiguś jest na razie "nieciachalny" - albo ma gila, albo grzyba, albo jedno i drugie. Ciągle nie jest w super formie, więc jest oszczędzany i tak sobie chodzi, podzwaniąjąc jajkami. A w ogóle to słodki z niego koleś

Mają wspólną klatkę z Młodym, cały czas otwartą.
Edit: doczytałam o Ani. Bardzo się cieszę i gratuluję :dance:
