mpacz78 pisze:Kotka miała na imię Bobslej bo miała taką zabawę że ślizgiem wpadała przednimi łapami w kapeć leżący na podłodze i tak się ślizgała.
Niestety tylko 3 lata była ze mną, była czarna z białym i pochodziła z Gdańska z ul.Kartuskiej, taka pani Ania która tam mieszkała na parterze zajmowała się podwórkowymi kotami i przyszło jej wyjechać na kilka mies., martwila sie o te młodsze (Bobslej miała brata też) i mi wcisnęła tą kotkę, żeby ją złapać to podobno były tygodniowe podchody, p. Ania karmiła koty na parapecie czasem bo to parter był, i zaczęła wstawiać miski stopniowo coraz głębiej do mieszkania aż kiedyś zaczaiła sie zamknęła okno gdy Bobslej była już wewnątrz, ale w obrębie pokoju złapanie kota praktycznie fruwającego po ścianach do transportera to też był nielada wyczyn...
Nie wiem w sumie do dziś na co zeszła Bobslejka, wszystko trwało ze dwie doby, na początku zlekceważyłam trochę objawy (co wyrzucam sobie do dziś ale nie wiedziałam wtedy o kotach tyle co teraz), jednego dnia zauważyłam ze kicia nie je, że zrobiła się osowiała ale wodę piła jak wróciłam po południu znalazłam kilka pawików nie jedzeniowych tylko żółty pienisty płyn jakby, i niestety jeszcze się bardzo nie przejęłam, kotka była osowiała dużo spała ale piła wodę co jakiś czas wstawała , pomyslałam ze może tylko coś jej zaszkodziło, ze to nic poważnego, następnego dnia rano poleciałam na studia, do pracy a jak wróciłam to kicia była już bardzo słaba, pędem do weta poleciałam na Stryjską, już dokładnie nie pamiętam co wet mówił nic konkretnego jako przyczynę nie podał, coś tam dostała jakieś płyny czy zastrzyki ale tej samej nocy odeszła.
Zatrucie wykluczam raczej bo już wtedy była Tygryska (która jest do dziś u mnie i ma 9 lat) obie kotki miały dostęp do tych samych rzeczy do jedzenia, Tygrysce wtedy nic nie było.
Moze Bobik cos połknęła jakąś folię albo nitkę tak sobie myslę...
Szkoda,ale wszystkiemu nie zaradzimy i nad wszystkim nie możemy mieć kontroli.Współczuję Ci bardzo straty koteczki.Mi zdechla suczka jamniczka szorstkowłosa we wrześniu 2007 r i do dzisiaj ja opłakuje i wyrzucam sobie,że mogłam wcześniej zrobić jej badania specjalistyczne.chodziłam z nia do weta tylko na szczepienia bo była okazem zdrowia, do czasu.Umarła na serce miesiąc po diagnozie

Kochałam ją i kocham bezgranicznie i nie mogę nawet o tym pisać A wetce nigdy nie wybaczę,że mi nie powiedziała,że powinnam zrobić jej badania jak skończyła 8 lat Żyła 10 ...Moja Tosia lezy u nas w ogrodzie tzn w miejscu gdzie kiedys posadzimy drzewo.Drzewo dla Tosi
