Witam, mam nadzieje,że mi jakoś pomoże,z moim problemem

. A mianowicie martwi mnie stan dwóch kotków na wsi u mojej babci. nie mogę patrzeć jak one się męczą. Wiadomo jak to ludzie na wsi rzadko się czymś przejmują jeden zdechnie będzie następny

Ja już od bardzo dawna walczę z tym żeby warunki kotów na wsi się poprawiły jeśli chodzi o moja bacie jest już całkiem dobrze ale nadal babcia nie uznaje weta itp.Wszystko zaczęło się 4 sierpnia gdy na świat przyszło 8 kociąt.Pewnego dnia gdy byłam u babci na wakacjach otworzyłam okno w pokoju i niestety na drugi dzień u 2 kociąt ujawnił się wirus kociego kataru(nie wiem skąd wszystkie koty u babci nie chorowały na to). I tak kocięta od 10 dni życia do 6 miesięcy czyli do dziś chorują na te paskudztwo. Trudno ,aż uwierzyć, że jeszcze żyją ale to zasługa podawania ludzkich antybiotyków, kropli do oczu i nosa których moja babcia ma dużo bo sama ma przewlekłą chorobę(porostu się z nimi dzieli)Skąd pomysł podawania ludzkiego antybiotyku?Rozmawiałam z taka panią przez gg która pracuje w lecznicy weterynaryjnej i to ona mi powiedziała po wcześniejszej konsultacji z weterynarzem, że muszą dostać antybiotyk, a że babcia mieszaka na takiej wiosce ,że o weterynarzu nie ma mowy i nigdzie w okolicy nie ma .Ta pani zaproponowała mi ludzki antybiotyk np biseptol.Pomagało to ale nigdy nie doprowadziło do takiego stanu że koty przestały mieć obawy.(oczywiście antybiotyk nie był podawany ciągle były przerwy w podawaniu zmiana antybiotyku i itp.)Teraz obecnie kocurki nie dostają już przez 2 miesiące antybiotyku doustnie ich stan zdrowia jest zależny od dnia czasem lepiej czasem gorzej (babci cały czas daje im jakieś krople do oczu i zakrapia nosek ). Nie wiem co dalej (jak osłabić te wirusy ?Nie mając możliwości obejrzenia przez weta i podania antybiotyku ).Kocurki przez cały okres choroby nie są wcale w takim okropnym stanie przynajmniej taki mi się wydaje bo przeglądając inne strony wygląda to o wiele okrutniej. Mają apetyt i nigdy z tym problemu nie maiły . U jeden z kotków ma ropną wydzielinę z oczu i katarek z nosa czasem kaszli . Drugi ma wydzielinę z jednego oka i również katarek z nosa raz po raz kaszli.Nigdy oczy nie były doprowadzone do takiego stanu , że się skleiły.Często dziadek mówi ,,im się ma na zdechnięcie"Ja uważam że to bzdura(koty bawią się i psocą, jedzą ) i będę walczyć do samego końca

Mam nadzieję, że ten koniec będzie szczęśliwy i wspólnie z wami uwolnię te koty od tego przekleństwa(żeby mogły się cieszy życiem jak te wsze już wyleczone).Proszę o jakieś sposoby wyleczenia tych kociąt poza ,,wetowym "( bo niestety nie ma takiej możliwości ),może ktoś leczył jakimiś ludzkimi lekami lub wet zalecił podawanie takich antybiotyków może macie jakiś inny pomysł lub rozwiązanie (bo mi pomysły na dzień dzisiejszy już się kończą i są nieskuteczne, a przecież nie będę czekał na ich śmierć).
PS. Liczę na waszą wyrozumiałość ( ja próbuje pomóc i bronic takie życie, bo gdyby te kotki były w innym domu na wsi, dawno by były już np. utopie ,niestety przebywając tam na wakacjach i chodząc po innych domach zobaczyłam już wiele krzywd wyrządzonych przez ludzi zwierzętom.A tych sów to chyba nigdy nie zapomnę ,,Asia chcesz kotki bo inaczej będę musiała je zabić'').
