Zawsze zastanawiałam się, jak to możliwe że kociarzom koty potrzebujące pomocy wychodzą wprost pod nogi lub zawsze są tam, gdzie akurat kociarz patrzy lub idzie.......dziwiłam się.........do dziś.........
Domofon. 11-letni syn sąsiadów pyta drżącym głosem:"Nie chcą Państwo mojej kotki?" Mąż się śmieje i mówi:"Nie, dzięki mamy trzy"
Coś mnie tknęło, spojrzałam przez okno. Chłopiec płacząc wypuszcza niesionego pod pachą kota w kierunku garaży. Otwieram okno i pytam:"Michał a co Ty robisz ze swoją kotką?" Okazuje się, że koteczka kilka dni wcześniej uciekła z domu, gdy mama wracała z zakupów. Chłopiec znalazł ją pod samochodem sąsiada. Zaniósł uradowany do domu. Ale rodzice powiedzieli NIE!! Wyrzucona kuweta, miseczki i legowisko. Uciekła, więc nie jest już ich kotem. Nie ma dla niej miejsca!!!!
Kazałam przynieść kotkę do nas. Zamknęłam w króliczej klatce, która stoi, choć nasz 4i pół miesięczny tymczasik już w niej nie przebywa. Teraz się przydała.
Kotunia jest śliczna. To krówka. Ma nie więcej niż 5 do 6 miesięcy. W tej chwili jest przerażona całą sytuacją, wciąż miauczy i miota się po klatce. Była bardzo głodna, pochłonęła już dwie porce Felixa. Do suchego raczej nie przywykła.
W desperacji wysłałam krótki filmik do Ingi. Oddzwoniła. Rozesłała wici po naszych dziewcznach wolontariuszkach.
Mam kontakt do kobiety, która bardzo chciała kota w tym wieku. Ucieszyła się z telefonu. Ma zadzwonić rano i zobaczyć kotkę jutro. Jeśli zadzwoni. Ufam, że tak...
Dzięki dziewczyny.
Na jakim świecie my żyjemy, dając swoim dzieciom przykład jak pozbyć się przyjaciela, który był ważny przez kilka miesięcy, mieszkał z nami, a teraz jakby nie istniał. Kim są ludzie, których nie obchodzi, że kotka może zginął pod kołami samochodów na ruchliwych ulicach centrum Łodzi...
