
Luska gania Czike

Mialam bardzo trudne i dlugie dokacanie.
Na poczatku jak tu przyjechalam byla tylko Mo i jej brat Soot.( w Polsce zostala z moja mama Czika ktora musiala odczekac pol roku po badaniu na wscieklizne-takie sa przepisy) Mo i Soot,dwa szczesliwe koty,ktore wzielismy z listy kotow czekajacych na adopcje bo TZ ta siostra je tam umiescila kiedy nie chciala sie juz nimi opiekowac.Byly wczesniej kotami jej syna ale ten sie wyprowadzil do dziewczyny a ta nie lubi kotow.
Byly szczesliwe, bardzo ze soba zzyte,ale po roku Soot zmarl

Rycze...
Soot jest z nami do dzis.Moze to niektorym wyda sie smieszne,ale mamy urne z jego prochami w salonie obok jego zdjecia.
Bardzo przezylam jego odejscie,bylam chora przez dobry tydzien,i tylko wylam z bolu.TZ wyl bo nie wiedzial juz co ma robic.
Ktoregos dnia mnie naszlo,myslelismy o Mo,ze zostala sama,ze bedzie sama jak wyjdziemy do pracy,ze bedzie tesknic za bratem,ze mozemy dac dom innej potrzebujacej bidzie i ja chyba gdzies podswiadomie chcialam uzupelnic pustke...Pojechalismy do schroniska,jak w amoku podswiadomie szukalam kota jak Soot.Niby szukalam,patrzylam za oczkami ktore mnie wypatrza,ale oko zawieszalo sie na czarnych,bo Soot byl czarny.Znalazlam,byl niemal identyczny tylko oczka bardziej zolte,i bylam gotowa go wziasc ale w tym samym czasie przyszla inna para ktora juz wczesniej go upatrzyla.No i oni byli pierwsi.W tym czasie TZ wypatrzyl juz siedzaca mala bide,tez czarna ale on w przeciwienstwie do mnie nie szukal Soota.Zainteresowal sie bo mala czarna bida miala mniej niz pol ogonka i stwierdzil ze pewnie nikt go nie zechce.Mala bida trzesla sie kiedy wzialam go na ree.Mial tylko poltora roku.No i tak z nami zostal.Juz w samochodzie w kontenerku wpatrywal sie we mnie tymi swoimi pieknymi oczami i gadal.A jak przyjechalismy do domu,to pierwsze co zrobil po otwarciu kontenerka to nie bylo chowanie sie czy zwiedzanie mieszkania tylko...przechodzenie po kolanach odemnie do TZ ta patrzenie w oczy,mizianie sie i obejmowanie lapkami za szyje.Dopiero potem byla wazna miska i zwiedzanko.Od pierwszego dnia spi z nami i co rano budzi ukladajac sie na mojej klatce piersiowej i calujac.W schronisku dostal imie Samson i tak juz zostawilismy bo bardzo do niego pasuje.Mo odrazu osyczala nowo przybylego Samsona,ale myslelismy ze to przejdzie.Nie przeszlo

Przeszukalismy na szybkiego internet i wszystko o fiv bo nie mielismy pojecia co to.Porozmawialismy z wetem co to jest i jak dalej,bo mamy inne koty w domu.Wiedzialam jedno: ze odrazu na hurra to ja kota usypiac nie bede,ze jak wogole kota usypiac nie bede,chociaz nie mialam pojecia co dalej. I pojechalismy po niego.Stwierdzilismy ze narazie moze byc w osobnym pokoju a potem zobaczymy.Po dokladnych analizach,szperaniu i szukaniu wszystkiego o fiv,rozmowach z wetami doszlismy do wniosku ze nie taki diabel straszny jak go maluja.W panice mozna popelnic fatalny blad i uspic kota.Jesli kot nie jest agresywny,nie dochodzi do ostrych bojek,jest kastrowany a inne koty tak jak moje kotki sterylizowane,to w zupelnosci moga zyc razem jeszcze dlugo i szczesliwie.Samson jest wdzieczny za kazdy dzien.Kazdego ranka jego buziaki i miziaki na przywitanie to cos co wypelnia moje serce wielka nieograniczona miloscia.To moj chlopak,najwspanialszy pod sloncem.Robilismy jeszcze testy kilkakrotnie,bo raz znow wyszly ujemne co dalo nam duza nadzieje.Potem znow kilka razy wysylane probki do kilku niezaleznych laboratoriow.Niestety pozytywne.Z poczatku codziennie serce mi pekalo z bolu kiedy patrzylam na niego i mialam w glowie te mysl,ze ten oto cudowny facet praktycznie umiera z kazdym dniem.I wylam.Potem nauczylam sie myslec i patrzec inaczej.Ze kazdy dzien z nim to najwspanialsze chwile,ze on daje calego siebie do kochania i tylko tego samego chce w zamian.Teraz juz nie mysle o jego chorobie codziennie.Tylko sie trzese kiedy zauwaze ze minimalnie cos jest nie tak.Casem nawet koty nie maja humoru,nie mozna wiecznie ganiac za myszkami i pileczkami.Ale ja sie zawze trzese,uspakajam sie dopiero jak widze ze jest dobrze,ze to tylko zly humor albo ze lenistwo.I ciesze sie ze to wlasnie jego wzielismy.Byc moze kto inny by go uspil,ludzie roznie reaguja na Fiv.Dogadali sie z Czika,spia razem,jedza razem,lubia swoje towarzystwo.Czika zlagodniala,choc Mo nadal lubi swoje wlasne i ludzkie towarzystwo.I Czika ja czesto sciga.Bylo tak ze to Czika rzadzila.I tak lecial czas,lecialy latka,i tak juz bylo dobrze.Sytuacja sie uspokoila,unormowala.I w pazdzierniku przyszla do nas Lucy,ktora juz znacie.Lucy wielkosciowo jest malenka kotka jak Czika.Balismy sie reakcji Cziki,bo to dzicz taka agresywna w stosunku do innych ze szok.Jednak to Samson nas zaskoczyl,syczal na Lucy od poczatku,pewnie sie zalamal ze kolejna baba mu doszla. A Czika...zwyczajnie ja olewala.
Tolerowaly sie zawzajem,Mo marudzila ale z Mo jest tak ze da buzi kazdemu i to jeszcze sama przyjdzie jak zapomni ze przeciez nie lubi kotow.Dopiero po dlugim czasie,ja wtedy bylam w Polsce TZ mi powiedzial ze Czika przyatakowala Lucy.Luska jej oddala,ale nie wdawala sie w bojke.Luska i Mo to zrownowazone kotki w przeciwienstwie do Cziki.
I na tym sie skonczylo.Wszystko plynelo dalej spokojnie,az do czasu kiedy niedawno Lusce cos sie nie spodobalo i zaczela sie z Czika prac.Musiala jej niezle wlac bo ja poprostu mojej Cziki teraz nie poznaje.Kota ktora rzadzila boi sie i zwiewa jak tylko Luska sie pojawi na horyzoncie.Czasem wystarczy ze ktores na dole ryknie albo syknie na siebie a Lucy juz leci i leje Czike.Wiem ze teraz Luska ma male i byc moze to poteguje jej niechec do Cziki,ale ona juz nawet jak ja olewa to Czika i tak sie boi.I znow sie zaczelo tango.Mam tylko nadzieje ze wszystko sie znow z czasem unormuje,jak maluchy podrosna i mama nie bedzie juz musiala ich bronic.
Alez sie wylalam

Ale wszystkim ktorzy dotrwali do tego miejsca bardzo dziekuje
