
Pozdrawiam
Kasia
Migota pisze:Cały tydzień nie miałam Internetu, okno na świat odcięte, okropność, znaczy się przymusowy odwyk. Przez ten tydzień niewiele się wydarzyło, tylko zginęła ostatnia plastikowa miska. Obeszłam teren, ale śladów brak, byłam u artystów bo Józia się kręciła, nic nie wiedzą. Kupiłam nowe miski w Ikei, ale obawiam się je tam zanieść, chyba popadam w paranoję, ale te to dopiero mogą mieć wzięcie. Na razie daję jeść na małych plastikowych talerzykach. Najwyżej będą fruwać na wietrze.
Wracając z Konesera spotkałam dziś rudego z Ząbkowskiej. Siedział pod samochodem naprzeciwko drzwi. Ukucnęłam i jeszcze nie zdążyłam się odezwać a kot już był przy mnie i zaczął się dobierać do torby z resztkami, które zostawiły z wczoraj koneserowce, tzn. makaron i mięso z puszki. Otworzyłam mu drzwi do tego domu (bo zepsute) wszedł, ale zaraz chciał iść za mną. Dałam mu więc w środku jeść, choć to zimne było. Rzucił się na te resztki jakby długo nie jadł. Zostawiłam mu też suchego na serwetce, bo nie miałam talerzyka. Jak się rozejrzałam po klatce to doszłam do wniosku (być może mylnego) że kiciuś śpi na klatce. Stoi tam taka ni to ławka ni to skrzynia, a na niej leży kocyk i to mi wyglądało na jego posłanie. Ale żadnych miseczek z jedzeniem nie było. Gdyby moje wnioski jednak nie były błędne to spokojnie można kota stamtąd zwinąć. To śliczny, miziasty, proludzki kot, tak jak mówiły Marta i Maryla. Jego futro wyglądało mi na takie jak u koneserowców, tzn. z porządnym zimowym podszerstkiem, więc możliwe, że jednak ta klatka to jego dom. Szkoda tego kota, ale ja nie mogę go wziąć, bo mam już w domu awantury o Olę. Ale gdyby ktoś chciał go na tymczas to mogę złapać i przekazać. On pewnie i bez transportera dałby się zabrać.