Dziś będzie na smutno...
Inka miała dziś jechać do domku... wczoraj się umawiałam z państwem już na konkretną godzinę. A dziś w południe zadzwonili, że nie mogą jej wziąć, bo nagle im się skomplikowała sytuacja życiowa, muszą wyjechać i nie mogą wziąć kota.
Wierzę im - życie jest pełne nagłych zwrotów, niekoniecznie planowanych, niekoniecznie sympatycznych. Wierzę im, bo bardzo chcieli tego kota, widać było zwłaszcza po panu, któremu aż się oczy do niej świeciły. I powiedzieli, że jeśli nie chowam urazy, to oni by chcieli kiedyś kota ode mnie. Nie chowam, rozumiem.
Ale smutno mi i źle
Tyle było telefonów w sprawie Inki, a teraz znowu trzeba zacząć całe szukanie od początku.
Dziś był telefon o Frodka, ale nie wiem, czy coś z tego wyniknie, bo domek z małymi dziećmi. Mnie się nie bardzo widzi oddawanie go do domu z dziećmi. Inka do dzieci jak najbardziej, ale z kolei tam jest w domu inna kotka, starsza już. Nie chciałabym, żeby Inka zdominowała staruszkę. Umówiłam się z państwem, że jak wyślą mi sms dziś, to przyjadą, a jak nie wyślą, to znaczy, że wybrali innego kota.
I nie wiem, co lepsze...
Jestem już strasznie zmęczona tymi rozmowami z obcymi ludźmi, tym, że muszę stawiać warunki (asertywność nie jest moją mocną stroną i każda taka rozmowa to dla mnie duży wysiłek psychiczny), tym, że muszę podejmować decyzje komu można zaufać, a komu nie... a najbardziej tym, że nigdy nic nie wiadomo, nawet jak już kot pojedzie.
Męczące jest tez to, że od dwóch miesięcy mieszkam w mieszkaniu przedzielonym na pół, bo najpierw Nemo bił Sówkę, a teraz Inka bije moje koty.
Bardzo potrzebuję przerwy od tymczasowania

A tymczasem ciągłe zwroty akcji, niestety niekoniecznie w tym kierunku, w którym bym chciała
