Po trzydziestu godzinach, które kot spędził pod kanapą, stało się jasne, iż nie ma co liczyć, że wyjdzie sama (Narzeczony zaczął nawet podejrzewać, że to jakiś rodzaj manifestacji religijnej - był już Szymon Słupnik, to może jest też Britta Podszafnik). Zaczęłam się powoli martwić, więc doszłam do wniosku, że - trzymając się terminologii religijnej - jeśli Britta nie chce przyjść do góry, to góra przyjdzie do Britty, i zgodnie z tą filozofią wsunęliśmy miseczkę z twarożkiem jak najgłębiej pod kanapę. Ku naszej nieprawdopodobnej radości zaraz dało się słyszeć mlaskanie. Można było podejrzewać, że najedzony kot - choć wciąż pod kanapą - jest bardziej zrelaksowany i skłonny do współpracy niż kot głodny i postanowiliśmy wkroczyć do akcji po kryptonimem "wyciąganie kota".
Po naradzie z Hodowczynią ułożyłam się więc wygodnie (sic!) na podłodze - na co kotek zareagował niepewnym "hhhhh" - i wyciągnęłam podstawową broń - piórka na patyczku. Przez pierwszy kwadrans jedynym znakiem, że kot je widzi, były poruszające się oczy kocie. Po drugim kwadransie kot zaczął już się tarzać i polować, ale wciąż pod kanapą. W końcu, po cztedziestu minutach od rozpoczęcia akcji, kot znalazł się pod choinką, którą zaczął intensywnie obgryzać. Dwie rzeczy stały się jasne - po pierwsze: kot z pewnością nie był już taki zestresowany, a po drugie: dopiero kiedy obejrzeliśmy go w pełnym świetle okazało się, że kotek nasz zdecydowanie bardziej przypomina małą sówkę niż kotka

Ma prześmieszne kosmate uszka i okrągłe sowie oczka, przy czym futro, po dokładnym wytarzaniu go w kurzu podkanapowym, również bardziej przypomina pierze niż kocią sierść.
Obecnie kot dowodzi, że sową nie jest, miaucząc przeraźliwie i nieustannie. Zaczyna już zwiedzać mieszkanie i bez problemu opycha się kurczakiem. Rano dało się nawet zauważyć ślady nocnej kociej aktywności, acz na razie niewielkie. Czasem jeszcze włazi pod kanapę, ale wychodzi za piórkiem bez problemu..
Nie ma jednak nic lepszego od puchatego sowo-kocięcia, mruczącego na kolanach tak głośno, że aż strach czy nie obudzi sąsiadów.
Jednym słowem - jestem zachwycona
A podobieństwo do Koni rzeczywiście uderzające, chociaż Britta jest chyba znacznie bardziej puchata
