Oj jak dawno mnie tu nie było... Dellfin ja na śmierć zapomniałam o zdjęciu zabawki. Zaraz się zabieram za fotografowanie! A jest co fotografować, bo to zabawka z gatunku tych nienudzących się
Co tam u nas... A no kotki rosną, charakterki im sie póki co nie zmieniły... To znaczy dalej cała jestem podrapana przez Enterka, a Penelopka, najgrzeczniejszy kot na świecie sobie leży na kolanach i mruczy.
Ostatnio przeżyliśmy wszyscy ciężkie dni rozstania. Wyjechałam na tydzień. Koteńki były w tym czasie pod świetną opieką mojej mamy. Mama mieszka dwa kroki ode mnie i przychodziła do nich dwa razy dziennie, za każdym razem na ponad godzinę. No ale to i tak nie to samo, co pani w domu... Tęskniłam przeokropnie. Kotki chyba też. Mama codziennie zdawała relację, że są wesołe, że apetyty im dopisują, że biegają jak szalone za piórkami... A ja i tak się martwiłam gotowa w każdej chwili olać urlop i do nich wrócić... Szczególnie bałam się o Penelopkę, bo ona wyjątkowo jest do mnie przywiązana. Trudno mi to opisać, Entera kocham przecież też bardzo, ale między mną a Penelopą jest jakaś taka szczegolna więź. Ona boi się innych ludzi. Wszystkich bez wyjątku. TŻa, mojego rodzeństwa, przyjaciół. Nie daje się im wziąć na ręce, nie podchodzi. Boi sie też mojej mamy, tzn. trzyma od niej na dystans taki powiedzmy metrowy. Więc przez tydzień, mimo najlepszych chęci mamy nie była przytulana, głaskana... Enterek zdradliwa bestia, to z każdym pójdzie, byle ten ktoś miał coś dobrego do jedzenia

Jak tylko mama wchodziła do mieszkania to ten od razu mruczał, łasił się... Nawet nie trzeba było go głaskać by przemieniał się w traktor...

Potem jadł i zaczynał gonitwy... A Penelopka wycofana, grzecznie zjadała i patrzyła się tylko mamie w oczy. Potem zawsze trochę pobiegała, ale dotknąć się nie dawała.
w sobotę wróciłam. Enter jak to Enter. Szczególnie zainteresowany był pustą miseczką

A jak już zjadł to zainteresował się torbami, plecakami... Potem zaczął polowanie na moje kolejne części ciała

Generalnie widać było że się cieszy. A Penelopa? Najpierw obeszła mnie nieufnie, usiadła na parapecie i patrzyła z góry... Ja się oczywiście przeraziłam, że mnie zapomniała, albo że obraziła sie śmiertelnie... Ale gdzie tam. Jak się po 3 minutach władowała na kolana to nie zeszła z nich przez trzy dni

Taka to jest kocina kochana... Chodzi za mną krok w krok.. Gdy wychodzę choćby do sklepu to tak patrzy smutno jakby mysłała, że znowu ją zostawię... Ale ja już jej nie zrobię tego więcej!
We wrześniu co roku wyjeżdżamy nad jezioro. Tylko we dwójkę. Na trzy tygodnie. Do takiego sporego domku, z kominkiem. Ot takie nasze miejsce ukochane z TŻ, lubimy być tam po sezonie... Łowimy sobie ryby, włóczymy się po lasach za grzybami... W tym roku kotki pojadą tam z nami! Myślę że dla Penelopy tych parę godzin w podróży będzie znacznie mniejszym stresem niż choćby kilka dni beze mnie... Oczywiście jeszcze będę nad tym mysłała, do września kupa czasu, może ona się przełamie, jakoś oswoi z innymi bardziej... Ale póki co nie zostawię jej samej, choć moja mama jest catsitterką najlepsza pod słońcem
