Dobre wieści, dobre wieści
Maszeńka czuje się znacznie lepiej, odzyskuje wigor. Ponieważ uszko jest właściwie zupełnie zagojone, została mała ranka pod jednym szwem, nie zakładam jej już kołnierza. Nie rozdrapuje sobie tego miejsca.
I dzięki temu ogólne jest już znacznie lepiej.
Odnajduje kuwetę i miseczkę, dziś rano asystowała mi w łazience, chyba też i słyszy lepej. Ostatecznym dowodem poprawy będzie zabawa, ale już teraz widać, że Maszka ma znacznie lepszy humor, jest weselsza i bardziej aktywna.
Przy okazji historyjka z morałem - jak to nie należy denerwować się na zapas.
Po zdjęciu szwów mam przemywać pozostałe ranki - głównie na szyjce rozdrapane od kołnierza. Zabrałam sie do tego, Maszeńka była bardzo spokojna cierpliwa. Chciałam oczyścic jej dziurkę uszkową - ma teraz nowy otwór, poniżej małżowiny - maleńki. Czyszczę i czyszczę super delikatnie i ostrożnie rąbkiem wacika - i ciągle w głebi widzę coś jasnoróżowego.....

Boże! myslę sobie, nie to, nie znów.... Ta dziurka jej zarosła...

I tu kompletna panika (Gackowi po wyszyciu cewki moczowej tak się zrobiło - w chwili zdjecia szwów okazało się, że to nowo zrobione ujście cewki zabliźniło się i trzeba było natychmiast operować znów). Straszne nerwy mną targały, aż zadzwoniłam zrozpaczona do lecznicy, chciałam jechać natychmiast. Wetka powiedziała, że i tak nic nie zrobi bo jest sama, dopiero we wtorek jak będzie chirurg...
Pomyślałam sobie - ja się na to nie zgadzam

- nie, to niemożliwe, 10 głebokich oddechów i popatrzę na to znów - no i co?? Udało się tę dziurkę wyczyścić - jest ładny, zgrabny, maleńki otworek - jak trzeba. Nic nie zarosło UFFFFFFFF....
Teraz pozostaje mi tylko zadzwonic do lecznicy i powstydzić się za to histeryzowanie.
