
okradły mnie, z resztek mojego nędznego jedzenia




ponieważ w lodówce hula wiatr, postanowiłam wykorzystać ugotowany dwa dni temu makaron, tj. odsmażyć go sobie na patelni z żółtym serem... odsmażyłam, przełożyłam na talerz... po czym, zostawiwszy tenże bez opieki (kretynka!), poszłam na chwilę do małego pokoju zaproponować następne danie temu czarnemu szkieletorowi Bolce

kiedy wróciłam, moim oczom ukazało się coś przerażającego: połowa dania była już wykradziona z talerza i rozwleczona po dywanie, miejscowo w trakcie konsumpcji przez dwa zatuczone pazerne potwory: Lilusia i Piopla




aha. czy znacie kota, który dobrowolnie i nieproszony zjada niesmaczne leki...? jak chyba pisałam wcześniej, daję Bolce encorton i oxazepam. encortonu pół malutkiej tabletki, oxazepamu w ogóle okruszek. Bolusia protestuje jak może, łącznie z pluciem, wierzganiem i drapaniem mnie tylnymi łapami w część ciała, o której była calkiem niedawno w tym wątku mowa


Szylkret ma się świetnie, jest raczej miły (chociaż przed złapaniem na ręce nadal ucieka, bo się boi) i zupełnie niekłopotliwy

