Dzieki za cieple slowa - zrobilo mi sie jakos lzej na duszy

. Bo przyznam, ze wciaz sie martwie: Pchelkowy ogonek ciagle zwisa (w glebi ducha chyba liczylam, ze jej przez noc przejdzie, czary mary i po krzyku). I moze to strach ma wielkie oczy, ale wydaje mi sie, ze u nasady jest lekko opuchniety. Nie macalam juz biednej kociny, wiec nie wiem, czy ja to boli. Za to na cycucha z kurczaka rano rzucila sie ze smakiem. Troche jest nieswoja, ale nie poklada sie po katach. Niestety, znow dzis znalazlam wymiociny po kocim sniadaniu - wciaz nie wiem, ktorej to. Wczoraj podejrzewalam Mysze, bo wiecej wszamala, ale dzis z kolei ona ledwo dziubnela... Juz nic nie wiem. Chyba kociawki dbaja o to, zebym sie przypadkiem nie nudzila
Ylva: one moga wygladac jak ksiezniczki - ale nie daj sie zwiesc. To stado-demolka. Wczoraj prawie ze zrujnowaly mi chate

w czym znaczny udzial miala Mycha, moj futrzany slonik w skladzie porcelany :p